„Jakieś to wszystko popieprzone” – powiedział pewien francuski kucharz degustując potrawy przyrządzone przez swoich pomocników. To samo mówi ostatnio paręnaście milionów obywateli pewnego państwa w środkowej Europie. I wcale nie mają na myśli tego, co jedzą. Tylko to, co codziennie widzą, czytają albo oglądają.
W Sejmie zadyma. Każdy poseł się nadyma i na innych krzyczy. Oskarżenia latają jak sztachety na wiejskim weselu. I nikt nie wie, co ci posłowie właściwie przegłosowali. Nawet posłowie tego nie wiedzą i wydzierają sobie z rąk kolejne raporty.
Premier też nie przegłosowany i pewnie taki zostanie.
Prezydenta chcą pod sąd oddać. I jeszcze chcą, żeby nie był prezydentem. Ziobro szaleje, Giertych grzmi, a Lepper owsików szuka. Różne buble umysłowe z ław sejmowych co raz z jakimiś kretyństwami wyjeżdżają.
Afer jest liczba taka, że przechodzi to najśmielsze wyobrażenia pisarzy fantastów obdarzonych nadmierną skłonnością do konfabulacji. Ktoś sprzedał, doniósł, nasłał, wysłał, oszukał, sprzeniewierzył, zachachmęcił, ocyganił, mataczył, albo zwyczajnie się upił. I właściwie nikt się już temu nie dziwi.
A tu jeszcze wybory do europarlamentu. Niektóre listy kandydatów przypominają listy osobliwości. Kiedy w Brukseli zobaczą, kogo im Polska przysłała, to zaczną żałować. Że przyjęli nas do Unii Europejskiej. Bo powinni nas raczej przyjąć do Unii Cyrkowej.
Jak to się wszystko skończy? A tak, że budząc się rano te parenaście milionów będzie cytować Stanisława Jeża, rolnika ze Złomowic Starych: „O rany, ale burdel” powiedział Jeż Stanisław, kiedy ktoś go zaprowadził do agencji towarzyskiej. Rolnik Jeż był w czymś takim po raz pierwszy, więc się nadziwić nie mógł. Ale kiedy usłyszał, ile to wszystko kosztuje, to rzekł tylko „A pies im mordę lizał!”. I to też dobry cytat.