To będzie najwolniej oglądana wystawa jaką Lublin widział. Tłum przed drzwiami będzie napierał, a tłum w środku mrocznego labiryntu będzie krzyczał: jeszcze nie zobaczyliśmy wszystkiego!
Od czwartku w Centrum Spotkania Kultur można oglądać - a nawet doświadczać - „Dormitorium śladów Braci Quay”. Na poziomie -1 powstała zakamarkowa przestrzeń, w której światło prowadzi widzów z miejsca na miejsce, od obiektu do obiektu. Od jednej opalizującej światłem szybki do drugiej. A przez te akwariowe okna podglądamy światy niezwykłe, bo zamieszkałe przez bohaterów filmowych Braci Quay.
Eksponatami są plany zdjęciowe. Fragmenty scenografii ich niezwykłych filmów umieszczone w wielkich skrzyniach. Zwiedzający ma wrażenie, że projekcja się na chwilę zatrzymała i jak tylko cierpliwie poczeka, zaskrzypi szuflada, drgnie szpulka nici, lalkowy aktor błyśnie okiem, kolorowa tkanina zsunie się na podłogę, zaszczękają maciupkie nożyczki.
Stephen i Timothy Quay lubią cytować Leonorę Carrington, surrealistyczną malarkę i pisarkę, która twierdziła, że jedno oko należy mieć przytknięte do okularu mikroskopu, a drugie do lunety. I tak właśnie na tej wystawie jest.
*
Stephen i Timothy są bliźniakami. Urodzili się 17 czerwca 1947 w Pensylwanii. Funkcjonują jako Bracia Quay, ciężko znaleźć rozmowę z nimi czy tekst, gdzie padają ich imiona. Szybciej natyka się sformułowanie: szklanka tocząca się po suficie w „Stille Nacht IV” faktycznie nam (!) się przyśniła...
Ich, udokumentowana oficjalnie, wspólna droga artystyczna zaczyna się, gdy idą na studia na Philadelphia College of Art. Tam zajmują się ilustratorstwem. W efekcie stoją na przykład za stroną graficzną pierwszego wydania „Mechanicznej pomarańczy” Anthony’ego Burgessa.
Później trafiają do londyńskiego Royal College of Art. - Przyjechaliśmy do Europy z własnej, nieprzymuszonej woli. Powodowała nami ciekawość wzbudzona jeszcze w Filadelfii, kiedy oglądaliśmy ogromne ilości filmów z całego świata i pochłanialiśmy bardzo specyficzna literaturę - wspominają po latach artyści, którzy uznali, że w Londynie będą u wrót Europy.
Biografowie odnotowują także ich pobyt w Belgii i Holandii, gdzie szukają możliwości realizowania się w tworzeniu animacji lalkowych jednocześnie pracując na zmywaku. Ich pierwszy eksperymentalny projekt filmowy - krótki metraż „Nocturna Artificalia albo ci, którzy pragną bez końca” powstaje dla Brytyjskiego Instytutu Filmowego, który zaakceptował złożony scenariusz i przyznał budżet. To było dokładnie 40 lat temu.
Dziś Bracia Quay to uznani na świecie twórcy filmowych animacji, oraz scenografowie filmowi i teatralni. Zrealizowali też wiele reklam telewizyjnych (Coca Cola, Nikon, MTV, Channel 4), bo dzięki komercyjnej działalności gromadzili budżet na projekty artystyczne. Są też twórcami dwóch filmów pełnometrażowych. „Instytutu Benjamenta albo ten sen, który nazywają życiem”, który powstał w 1995 roku i jest adaptacją powieści Roberta Walsera oraz „Stroiciela trzęsień ziemi” z 2006 roku.
*
Jednak najczęściej nazwisko braci kojarzone jest z ich 20 minutową animacją z 1986 roku, która powstała na motywach prozy Brunona Schulza. To „Ulica Krokodyli”. Niezwykły film o którym Peter Greenaway pisał: Rdza i kurz, brud i szlam, olej i krew. Drażni twój nos, wysusza ci dłonie, sprawia, że chcesz obciąć sobie paznokcie, kichnąć i splunąć. Bracia Quay wylądowali na terytorium idealnym. W Drohobyczu, mieście ciasnych ulic, niejasnych rytuałów, opuszczonych scen, skrzypiących maszyn o niewiadomym pochodzeniu, paniki, nudy i melancholii.
A Olga Tokarczuk nazywa „Ulicę” kongenialną, zauważając, że nigdy nie wiadomo, gdzie przebiega bardzo podejrzana granica między tym co żywe, i tym co martwe. Wiadomo, że w skomplikowanej strukturze zegara pulsuje od czasu do czasu żywa tkanka podobna do wątroby, a mechanizm kół zębatych napędzany jest śliną...
Artyści w wywiadach opowiadają o metodach pracy i osiąganiu tak niezwykłych efektów. - Nigdy się nie da przewidzieć zachowania kurzu. Kiedy taśmy wracały z laboratorium, zawsze okazywało się, że trzeba cos poprawiać, dodawać, powtarzać. A jeśli chodzi o nieruchomy kurz w „Ulicy Krokodyli” - cóż, po prostu nie oddychaliśmy... I przyznają, że używali sproszkowanej farby, prawdziwy kurz jest zbyt lekki i nieposłuszny. - Wydaje nam się, że nasze filmy, to ciche śledztwa, tropiące związki i poszukujące napięć między obiektami - mówią reżyserzy, scenarzyści, operatorzy. scenografowie w jednym.
*
Błądząc po lubelskiej wystawie można szukać kadrów znanych z filmów. Można zaglądać w okienka w zachwycie nad ich urodą, bez filmowego kontekstu, choć chronologicznie prowadzą od tytułu do tytułu. Autorzy wystawy umieścili je tak, by dorośli musieli się schylić, ale dzieci mają przed nosem tajemnicze przestrzenie. Na dodatek w kilku miejscach są umieszczone wielkie szkła powiększające, które jak lupa albo judasz w drzwiach pozwalają na trochę lepkie podglądactwo.
Pierwsza taka wszechstronna prezentacja twórczości Braci Quay była zorganizowana na przełomie 2012 i 2013 roku w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Objechała wiele prestiżowych miejsc w Europie i Japonii a teraz trafia do nas.
- Jeszcze w Stanach, w dniu, w którym zaczęliśmy studia w Philadelphia College Art, widzieliśmy wystawę polskiej szkoły plakatu. Uderzyło nas piękno tych niezwykle malarskich zestawień obrazu i typografii - wspominają często artyści. Dlatego w CSK można zobaczyć tak ważne dla Braci Quay plakaty. Są też rysunki Bruno Schulza.
Bilety na wystawę czynną do 27 kwietnia kosztują 6-9 zł (w środy zwiedzamy gratis). 5 zł kosztują bilety na projekcje towarzyszące wystawie „Dormitorium śladów Braci Quay”. Program filmowy, jak informują organizatorzy, powstał przy kuratorskim współudziale samych twórców: „Instytut Benjamenta”, „Stroiciel trzęsień ziemi”, dwie prezentacje autorskich krótkometrażowych filmów animowanych. oprócz tego klasyka polskiej kinematografii: fabuły Kutza, Polańskiego, Skolimowskiego oraz animacje ze studia filmowego Kadr, które inspirowały Braci Quay na przestrzeni lat.
Jeśli po projekcjach spotkacie gdzieś na korytarzu CSK lub ulicy Braci, którzy przyjechali na wczorajszy wernisaż do Lublina i zapytacie, dlaczego szczególnie często pojawia się jedna z lalek, jakby była ich ulubionym aktorem, bądźcie przygotowani, że Stephen i Timothy odpowiedzą: Ciekawe, że nikt nie zwracał uwagi, kiedy Scorsese robił kolejne filmy z de Niro...
Korzystałam z “Trzynasty miesiąc. Kino Braci Quay” pod red. Kuby Mikrusy i Adriany Prodeus