Jak się handluje ludźmi
• Handel żywym towarem to...
- Jak pan to nazwał? To jest handel ludźmi. O tym się mówi, ale nie traktuje tego jako problem; tylko rodzaj taniej sensacji. Bo przecież to, co jest związane z seksem, to zawsze sensacyjny temat. Zwłaszcza, jeśli ma związek z pieniędzmi.
• Jak to się zaczyna? Młoda dziewczyna dochodzi do wniosku, że chce wyjechać za granicę?
- Różnie. Powiedzmy szczerze: są osoby, które planują pracę w seks- biznesie, ale większość kobiet nie planuje, że trafi do seksbiznesu. Nawet nie mają takich pomysłów. To osoby, które chcą wyjechać za granicę, znajdują ofertę pracy i jest to oferta oszukańcza. Są osoby, które nie chciały trafić do burdelu, ale postawione w takiej sytuacji wyrażają zgodę. Myślą, że "to się później jakoś rozwiąże”. Decydują się dla świętego spokoju, licząc, że przeczekają ten okres.
• Jak odróżnić to dobre ogłoszenie od tego złego? W każdym jest to samo: praca dla sprzedawczyni, pomywaczki, szwaczki...
- Fakt, z samego ogłoszenia niewiele można wywnioskować. Ale niektóre rzeczy muszą budzić podejrzenia. Jeśli ktoś szuka kelnerek do Belgii i to bez znajomości języka, a kandydatkom tłumaczy, że Belgowie to bardzo mili ludzie i nie trzeba z nimi rozmawiać... To już o czymś świadczy.
• Ale nie zawsze znajdzie się coś, co budzi podejrzenia.
- Dlatego trzeba się skontaktować z pośrednikiem i zapytać, jaka to praca. Nie ma złotej metody, by uniknąć oszukania. Między innymi dlatego, że nasz system prawny jest tak stworzony. Do niedawna na firmach pośredniczących w szukaniu pracy za granicą nie ciążył żaden obowiązek posiadania licencji. Od listopada takie firmy muszą starać się o przyznanie certyfikatu. Teoretycznie.
• Tylko teoretycznie?
- Bo nadal nie wszystkie firmy o taki certyfikat występują. Tego nikt nie pilnuje. A pośrednik, który ma certyfikat, to z reguły uczciwa firma, którą można sprawdzić. Inna rzecz, że ludzie nie wiedzą o certyfikatach.
• Albo po prostu nie korzystają z usług firm-pośredników...
- Dokładnie. Większość tak robi. Znajomy przyjeżdża z zagranicy i zabiera tam swoich znajomych.
• No i jak mu nie wierzyć, prawda?
- Wierzyć, ale ostrożnie. Jeżeli on szuka tylko dziewczyn, to już się trzeba zastanowić. Jeżeli szuka tylko długonogich blondynek, to tym bardziej trzeba się zastanowić. Jeżeli nie chce pieniędzy za przewóz...
• To jeszcze nie musi być nic podejrzanego. Przecież to znajomy!
- To działa na jego korzyść. Zwłaszcza, jeśli to kolega z klasy w podstawówce.
• A zwykle to znajomi sprzedają dziewczyny do domów publicznych?
- Niekoniecznie. Werbownikami są często mężczyźni, którzy wchodzą w bliskie relacje emocjonalne z tymi dziewczynami. My to nazywamy sposobem "na miłość”. Zjawia się chłopak, rozkochuje w sobie dziewczynę i proponuje jej wspólny wyjazd do pracy.
• I na miejscu okazuje się, że ta praca to prostytucja. Jak wygląda ten moment zderzenia się z brutalną rzeczywistością?
- Różnie. Są osoby, które zdecydowanie nie mają w sobie zgody na coś takiego. Starają się protestować, walczyć. Ale to nie jest takie łatwe.
• Nie wystarczy odwrócić się i wyjść?
- Tu chodzi o pieniądze. Kobieta musi oddać dług; fikcyjny dług. To mechanizm stosowany znacznie częściej niż przemoc. Bo mężczyzna mówi, że za nią zapłacił i ona ma tu zostać.
• Kobieta może powiedzieć "nie”.
- Może powiedzieć, że nie chce tego robić i pójść na policję... Ale większość kobiet jest zbyt przerażona. Są w obcym kraju. Zostały starannie wybrane. Werbownik nie będzie szukał dziewczyn, które mają wysoką samoocenę, świetnie radzą sobie w życiu i zawsze miały najlepsze oceny. On szuka szarej myszki z kompleksami, która mu uwierzy. Bo to on jest tym dobrym, który kupuje prezenty i chce jej wysłuchać.
- Ale zwykle znajduje się z innymi kobietami, które przyzwyczaiły się do tej sytuacji i nie chcą ani uciekać, ani w ucieczce pomagać. Sutener nawet nie musi bić. Wystarczy, że dziewczynę zastraszy. Powie: "Jak pójdziesz na policję, to oni cię tu odprowadzą, bo ja im co tydzień płacę”. Zabierze jej dokumenty i powie: "Jak wrócisz do Polski bez paszportu, to pójdziesz na trzy lata do więzienia”. To oczywista nieprawda. Ale jeśli ona nie ma innych informacji, to opiera się na tych, które dostaje od niego.
• Jak trafiacie na trop kobiety, której trzeba pomóc?
- Najczęściej dzwonią rodziny ofiar i osoby, które się z nimi zetknęły. Nawet ich klienci.
• Klienci?
- Tak. Bo same ofiary dzwonią rzadko. Będąc w niewoli, nie mogą korzystać z telefonu. Czasem proszą klienta, by pozwolił im zadzwonić ze swojej komórki. I niekiedy to się udaje. Bywa że proszą klienta, by zawiadomił policję. Zdarza się nawet, że człowiek zgarnie taką kobietę z drogi, odjedzie z piskiem opon i pyta, co dalej robić.
• I co robicie?
- Jeśli kobiety trzeba szukać, informujemy policję. Bo to jej rola. Później kontaktujemy się z tą kobietą, żeby dowiedzieć się, czy rzeczywiście potrzebuje pomocy. Bo czasem to, co wydaje się klientowi zdecydowanie różni się od tego, co myśli ta kobieta.
• A zdarza się, że pomocy potrzebuje, ale nie chce jej przyjąć ze strachu?
- Zdarza się. Nieraz to policja popełnia błąd. Bywa że funkcjonariusze wchodzą do lokalu i w obecności sutenerów pytają kobiety, czy są zmuszane do prostytucji.
• Jak kobieta może wyjść na prostą po takim doświadczeniu?
- Przez lata wypracowałyśmy autorski program pomocy, który obejmuje wsparcie psychologiczne, pomoc w poszukiwaniu pracy. Mamy też schronisko dla ofiar handlu ludźmi. Ale to ludzie bardzo okaleczeni psychicznie.
• Ile czasu zajmuje terapia?
- Tego nie można powiedzieć. Jednym wystarcza kilka tygodni, innym znacznie więcej. Wiele zależy od tego, jak ta osoba wcześniej radziła sobie w życiu. Są kobiety, które nie są zainteresowane pobytem w schronisku, bo mają wspaniałe rodziny. Wsparcie rodziny jest najważniejsze. Tyle że bardzo o nie trudno. Ojciec czy matka nie chce przyjąć takiej córki, bo uważają ją za winną.
• Ofiary w to wierzą?
- Pytanie "co ja zrobiłam nie tak?” pada często.
• Ilu kobietom już pomogliście?
- To już na pewno ponad tysiąc.
• Ile wróciło do normalnego życia?
- A co to znaczy normalne życie? Dla jednych sukcesem jest wyjście z problemów psychicznych. Dla innych znalezienie pracy. A dla jeszcze innych sukcesem jest doprowadzenie oprawcy przed sąd. Tyle że wiele kobiet nadal boi się zemsty.