Na co dzień studiują i pracują w Warszawie, Lublinie, Puławach. Ale gdy tylko mają wolny weekend albo wakacje, to jadą do Karczmisk. Żeby popracować na ulubionej stacji. To dzięki nim nałęczowska wąskotorówka będzie mogła wrócić na szlak.
Malowanie słupków hektokilometrowych
Jest ich sześcioro: Natalia, Grzesiek, Tomek, Michał, Sylwek i Jarek. Plus kilku "współpracowników”. Ktoś może powiedzieć: prace porządkowe? A co to za filozofia? – A to wbrew pozorom ciężka praca. Wycinamy drzewa i krzaki przy stacji i na szlaku, malujemy słupki hektokilometrowe, balustrady, zamki zwrotnicowe, kwietniki i krawężniki na peronie, odkopujemy tory. Za wszystko płacimy z własnej kieszeni. Przynosimy sprzęt, narzędzia, farby.
Porządkowanie jest przecież tak samo ważne, jak remont samej kolejki. Bez tego nie mogłaby ruszyć – przekonuje Tomek. – I to jest właśnie w tym wszystkim najciekawsze. Jeśli ciuchcia ruszy, to bez poślizgu, również dzięki nam. Jesteśmy częścią tego przedsięwzięcia i mamy możliwość działania od kuchni.
Kolej na wagony
Ciągle mają za mało czasu i za dużo pomysłów. Porządki w Karczmiskach i na szlaku kolejki na stacjach w Nałęczowie, Poniatowej, Rogalowie, Wąwolnicy to tylko próbka ich możliwości. Kilka lat temu, dzięki pomocy finansowej jednej z hurtowni budowlanych w Opolu Lubelskim,
wyremontowali dawną poczekalnię na stacji w Karczmiskach. Powstała tam galeria obrazów, które młodzi zapaleńcy również sami oprawili. Marzą o zorganizowaniu pleneru fotograficznego i wystawy nieużywanych od kilkudziesięciu lat wagonów towarowych.
– Przecież nikt nie powiedział, że kolejce można pomagać tylko w terenie. Nawet przy piwie w barze rodzą się ciekawe pomysły – śmieje się Tomek. – Szkoda tylko że jesteśmy ograniczeni skromnymi funduszami. Chcielibyśmy zrobić znacznie więcej, tak jak np. wolontariusze z Rogowa, którzy praktycznie własnymi rękami prowadzą kolejkę.
Hobbyści \"się kręcą”
Ale okazjonalna praca na stacji to nie wszystko. – Niestety, sentymenty z dzieciństwa nie sfinansują i nie wypromują kolejki. Dlatego nasz wkład ma również inny wymiar. Jesteśmy w stałym kontakcie z różnymi środowiskami kolejowymi w Polsce i Europie. Chodzi o dzielenie się doświadczeniem, wiedzą z różnych branż, w których na co dzień pracujemy. Prawo, marketing, administracja, historia, elektryka, elektronika – wylicza Tomek. – Trzeba działać kompleksowo, w końcu chodzi o ratowanie naszego dziedzictwa technicznego: to przecież ostatnia na Lubelszczyźnie czynna wąskotorówka. Więc w grę wchodzi również patriotyzm lokalny.