
Próbowałeś kiedyś zasłonić oczy ciemną przepaską i grać w piłkę nożną, szczypiorniaka albo siatkówkę? A może próbowałeś biegać z zamkniętymi oczami? Jeżeli tak, to wiesz, że kiedy wyeliminujemy wzrok, do orientacji pozostaje nam jedynie słuch.

– Nie ma o czym mówić. Tacy ludzie i tak byliby najsłabsi na boisku. Wynika to z tego, że niewidomi mają fenomenalnie rozwinięty słuch, a to w tym sporcie jest najważniejsze – mówi Zbigniew Tatarczak, organizator zawodów goalballa w Lublinie.
Wszyscy mają nie widzieć
– Jestem słabowidzący, ale dzięki soczewkom w miarę normalnie funkcjonuję w świecie. W goalballa gram od dwunastu lat i na początku nie mogłem przyzwyczaić się do ciemności. Dopiero po kilku latach nauczyłem się tego – opowiada Marcin Gibuła, reprezentant Polski.
Goalball został stworzony w 1946 r. przez Niemca Seppa Reindle i Austriaka Hansa Lorenzena. Chcieli w ten sposób usprawnić proces rehabilitacji niewidomych weteranów II wojny światowej.
Przez ponad pół wieku ta dyscyplina przechodziła ewolucję, a jej zasady były wielokrotnie zmieniane.
– W latach 70-tych na boisku występowało pięciu zawodników, którzy nie mieli zasłoniętych oczu. W ataku najczęściej grali słabowidzący, bo widzieli, gdzie należy rzucić piłkę. Niewidomi byli obrońcami – tłumaczy Tatarczak.
– To jednak było niesprawiedliwe, bo służyli praktycznie tylko do obijania. W ten sposób zrodziła się zasada zasłoniętych oczu. Zawodnikom, których aktualnie na boisku jest tylko trzech, zakleja się plastrami oczy oraz zamalowuje gogle narciarskie.
Zawodnicy ledwo schodzą
W goalballa gra się piłką, która waży 1,25 kg. W środku są dzwoneczki. Boisko ma identyczne wymiary, jak to do siatkówki (9x18 m) i jest podzielone na trzy strefy: bramkową, rzutu i neutralną. Bramka ma 9 m szerokości i 1,3 m wysokości. Wygrywa zespół, który zdobędzie więcej bramek.
– W ciągu 20 minut, bo tyle trwa mecz goalballa, można naprawdę solidnie zmęczyć się. W tej grze każdy jest obrońcą, a chwile potem może być atakującym, więc od swoich podopiecznych wymagam znakomitej kondycji. Podczas jednego spotkania każdy goalballista oddaje około trzydziestu rzutów. Po takim wysiłku zawodnicy schodzą z placu gry zlani potem – wyjaśnia Robert Prażmo, trener reprezentacji Polski i drugiego zespołu ICSiR Start Lublin.
– W orientacji bardzo pomocne są drobne sznureczki, które znajdują się pod wszystkimi liniami na boisku – dodał Tatarczak.
Dezorientacja tupotem
Rzuty można oddawać tylko ze strefy rzutu, a piłka musi dotknąć każdej ze stref. Jeżeli tak się nie stanie, sędzia dyktuje rzut karny: na boisku pozostaje gracz, który popełnił przewinienie i ma za zadanie w pojedynkę obronić dziewięciometrową bramkę.
– To nie jest łatwe, bo piłka często leci z prędkością 80 km/h. Do tego zawodnicy przed rzutem robią bardzo często obrót, który ma na celu zmylenie przeciwnika. Wiadomo, że tupot powoduje dezorientację rywala – wyjaśnia trener.
Chińczycy najlepsi
Na świecie goalball jest bardzo popularny, a najsilniejsze są kraje europejskie: Niemcy, Szwajcaria i Litwa.
– Ci ostatni jednak przegrali z Chinami w 2008 r. finał Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie. To był niesamowity mecz, bo na trybunach zasiadło sześć tysięcy widzów, a w hali panował spory hałas, co w zawodach goalballa jest zakazane. Podczas spotkania musi być absolutna cisza. Na pięć minut przed końcowym gwizdkiem Litwini wygrywali 6:0 i szkoleniowiec naszych sąsiadów postanowił wprowadzić na boisko rezerwowych. Chińczycy zaczęli odrabiać straty i wyrównali stan meczu. Na osiem sekund przed końcem litewski trener postanowił wziąć czas, ale okazało się, że nie miał do tego prawa, bo wcześniej wykorzystał już wszystkie możliwe przerwy na żądanie. Litwini zostali ukarani rzutem karnym, który Chińczycy pewnie wykorzystali i pokonali rywali jedną bramką – opowiada Prażmo.
Lublin trochę gorszy
W Polsce ten sport cieszy się o wiele mniejszą popularnością. – W naszym kraju jest około stu goalballistów, a w lidze startuje zaledwie sześć ekip. W niemieckiej Bundeslidze jest 36 drużyn – wyjaśnia szkoleniowiec.
Słaba liga powoduje, że nasza reprezentacja również nie należy do najsilniejszych. – Kilka miesięcy temu zajęliśmy na mistrzostwach Europy grupy C dziewiąte miejsce. W 2011 r. ma odbyć się turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Paraolimpijskich i liczę, że tam pójdzie nam już lepiej. Kto wie, może przy dużej dozie szczęścia awansujemy do Londynu? – zastanawia się Prażmo.
W Lublinie goalballa można ćwiczyć jedynie w ICSiR Start. – Przez wiele lat dominowaliśmy w Polsce, ale od trzech lat nie idzie już nam tak dobrze. Teraz jednak w Lublinie pojawiła się bardzo zdolna młodzież, która ma szansę nawiązać do największych sukcesów Startu – dodaje trener.
Minusem goalballa jest jednak brak możliwości zarobienia jakichkolwiek pieniędzy. – Jedyną szansą na zarobek jest medal Igrzysk Paraolimpijskich – dodaje Prażmo.
– Jeżeli na tej imprezie udałoby się wywalczyć medal, wtedy ma się zapewnioną emeryturę olimpijską. Na razie jednak o medalach nie myślimy, chociaż marzy nam się start w Londynie.