Dr Dariusz Hankiewicz. Lekarz, specjalista otolaryngolog z Radzynia Podlaskiego i dyrektor miejscowego szpitala. Jedyny taki w Polsce, co potrafi iść w prawosławnej procesji i z aparatem modlić się do rana.
Skąd w lekarzu tyle pasji do fotografii? – Może z tego miasta. Jego zaułków, domów. Wiele z nich już zniknęło. Zostały na zdjęciach – dodaje Hankiewicz.
Jak się dorobił samochodu, zaczął krążyć po okolicach i odkrywać Polesie Lubelskie. – To były najpiękniejsze chwile wytchnienia. Odkrywałem dziką Polskę. Wtedy zrozumiałem sens powiedzenia, że ta ziemia jest jak obwarzanek. Najsmaczniejsza na brzegach – mówi lekarz, który potrafi fotografować sercem.
Sprzęt
Najpierw była Zorka. Rosyjski aparat dalmierzowy, skopiowany z Leiki. Potem lustrzanka, Zenit 11. Made In USSR. Z Zenita przesiadł się na Prakitikę DTL 3. Potem był Nikon F 90 x. Ostatni analog w kolekcji Dariusza Hankiewicza. Teraz fotografuje Nikonem D 300.
– Aparat na film wymagał zastanowienia. Trzeba było zmieścić się w 36 klatkach. W cyfrze można być rozrzutnym – tłumaczy Hankiewicz.
Kiedy osiedlił się w Radzyniu Podlaskim na dobre, zaczął szukać podobnych zapaleńców. W 2002 roku założyli Radzyński Klub Fotograficzny "Klatka”, działający przy Radzyńskim Stowarzyszeniu Inicjatyw Lokalnych.
– Zrzesza pasjonatów i miłośników fotografii. Fotografujemy, mówimy sobie na ty, organizujemy plenery. Spotykamy się w pałacu Potockich. To jest miejsce, w którym się zakochałem. Fotografuje, robi wystawy, prowadzi internetową galerię autorską: www.fotarius.com.
Zachwycenia
Na jego galerii jest wiele klimatycznych zdjęć. Najbardziej poruszają te z działu "Prawosławie”.
– Pamiętam, jak pierwszy raz zjawiłem się w Jabłecznej. W aparacie miałem jeszcze biało-czarny film. Była niedziela. Najpierw fotografowałem mnichów. Potem z cerkwi wysypali się ludzie. Zaczęli rozmawiać. Nie rozumiałem ich języka. Znalazłem się w innym świecie.
Poszedł drogą, która prowadziła z klasztoru nad sam Bug. – Tu kończy się Polska, pomyślałem. Zobaczyłem bród. Nagle z krzaków wyszedł człowiek, wsiadł na rower i pojechał na drugą stronę. Znikał w oddali. Zrobiłem zdjęcie – wspomina Dariusz Hankiewicz.
Czy zdarzyło mu się fotografować i płakać? – Tak. Pojechałem do Jabłecznej w dzień św. Onufrego. O 12 w nocy zaczęły się uroczystości. Trwały do 9 rano. Szedłem w procesji. O trzeciej nad ranem zaczęły wstawać mgły. Ludzie szli ze sztandarami. Wyłaniali się z traw i mgieł. Zacząłem robić zdjęcia. Widok był tak nieziemski, że z oczu zaczęły mi płynąć łzy – opowiada Hankiewicz.
Wędruje z aparatem przez Polesie. Fotografuje rozsypujące się krzyże, zapomniane cmentarze, fakturę drewna, modlących się ludzi. I ludzi, którzy odpoczywają na ganeczkach. Tak zakochał się w Tykocinie, malutkim miasteczku.
– Gdzie jeszcze zachowały się żydowskie domki z drzwiami zdobionymi gwiazdą Dawida. W polu można natrafić na resztki kirkutu. W miejscowej restauracji zjeść czulent i kreplech.
Posłuchać, jak modlą się Żydzi w synagodze. Ostatnio zachwycił się błękitną cerkwią w Koterce.
– Stoi na uroczysku. Przy samej granicy z Białorusią. Została po naszej stronie. Ludzie po drugiej. Pomiędzy nimi jest szlaban.