Długo czekałem na pierwszą jazdę tym autem – nową kia ceed. Opłacało się. Ceed, już bez apostrofu, to wygodne, szybkie i dobrze wyposażone auto. Niestety, już nie tanie.
KIA doścignęła konkurencję nie tylko w zakresie rozwiązań technicznych, designu, poziomu bezpieczeństwa, ale także i ceny. Bez obaw mogę ten samochód porównywać do volkswagena golfa czy najnowszego focusa.
Pokaż mi oczka
Sylwetka ceeda odbiega od konkurencji. Ma charakterystycznie zadziorny nos, duże, agresywne reflektory i nieco inaczej poprowadzoną linię tyłu, bardziej w kierunku kombi niż hatchbacka. W jednym modelu styliści KIA skumulowali to, co najlepsze w marce. Ten model zdecydowanie wyróżnia się na ulicy, wśród całej gamy podobnych hatchbacków.
Ceed wpada w oko, ale zwracam uwagę na inny szczegół. Karoseria została złożona z dużą dbałością. Szczeliny między elementami nadwozia są niewielkie i identyczne. Lakier położono perfekcyjnie, a całość podkreślono elementami wykończenia - chromowanym wykończeniem wlotu grilla czy owalną końcówką rury wydechowej. Wsiadając do tego auta czułem się jak na wystawie malarstwa znanych impresjonistów. Miałem wrażenie lekkości linii i dobrego doboru barw. To było przyjemne uczucie.
Salonik prasowy
Równie miło w środku tego samochodu. Wygodne, nieco minimalistyczne, bardziej sportowe fotele, dobrze współgrały z moimi plecami. Bez trudu znalazłem optymalną pozycję do siedzenia. W końcu kręgosłup ma swoje wymagania. Najbardziej ujął mnie kształt i ustawienie zagłówka, który był dla odcinka szyjnego niczym SPA.
Tak zadowolony zacząłem się rozglądać po wnętrzu. Punktem centralnym jest dużytablet, ustawiony na środku. Prosta i czytelna grafika ułatwia obsługę tego wielofunkcyjnego urządzenia. Jest centrum sterowania audio, nawigacją, telefonem i tysiącem innych rzeczy. A skoro już o telefonie, to ceed wyśmienicie przeszedł mój standardowy test, czyli parowanie. Bez problemu, szybko połączył się z telefonem i pobrał książkę. Równie skutecznie działa ładowanie indukcyjne.
Bardzo praktyczną funkcją jest sterowanie głosem. Można sobie pogadać z autem i zażądać wybrania konkretnego numeru czy celu nawigacji.
Do gustu, po raz drugi, przypadła mi jakość wykończenia i dbałość o materiały. Ceed niczym nie ustępuje konkurencji z Niemiec, a designem może stawać w szranki z Francuzami czy Włochami. KIA udało się połączyć styl i wysoki poziom wykończenia.
Czas na emocje
Pod maską testowej kia ceed ulokowano silnik 1.4 o mocy 140 koni i momencie 242 Nm. Jak na dzisiejsze realia nie są to szokująco wysokie osiągi. Podczas codziennej jazdy po mieście oraz na dłuższym wypadzie w zupełności wystarczą – 210 km/h i 8,9 sek. od 0 do 100 km/h – tak można orzec patrząc w dane producenta. Silnik jest dobrze wygłuszony, co sprzyja słuchaniu muzyki z fabrycznego zestawu audio JBL.
Podczas jazdy trzeba odważnie operować „gazem”, bo silnik lubi wysokie obroty. „Oddycha pełną piersią” po przekroczeniu 3,5 tysiąca obrotów. Ceed z lekkością dochodzi do szybkości autostradowej, czyli 140 km/h. Cicho i płynnie porusza się, na poły autonomicznie. Testowy samochód był wyposażony w radar i aktywny tempomat, co znacznie ułatwia prowadzenie na autostradzie.
Więcej frajdy ceed gwarantuje podczas jazdy po krętej drodze. Sprężyste zwieszenie klei się do drogi, silnik miło brzmi na wysokich obrotach, a sprawna, manualna 6-biegowa skrzynia pozwala bawić się w szybką zmianę biegów. Równie entuzjastycznie reaguje układ kierowniczy. Taki melanż dawał mnóstwo satysfakcji z jazdy, młodzieńczej radości, prawie jak hot hatch. Ceed prześlizgiwał się po zakrętach z lekką nadsterownością, ale pod pełną kontrolą. Jedyny zarzuty, to głuche dudnienie z przednich McPhersonów na większych dołach.
Podsumowanie
Solidnie wykonane auto, o dobrych walorach technicznych. Jednak obawy o golfa są przedwczesne. Wersja bazowa z litrowym silnikiem benzynowym kosztuje 61,9 tys. zł, testowa nieco ponad 100 tysięcy złotych. To auto przypadło mi do gustu, cena mniej, i bez cienia ryzyka mogę polecić ceeda bez apostrofa. Samochód sprawdzi się zarówno w codziennych dojazdach do szkoły czy na zakupach, ale również podczas nieco ostrzejszej jazdy, gdy „dzieci nie ma w domu”.