Przynajmniej kilkunastu samorządowców z naszego regionu ma ochotę zamienić zgrzebne urzędy gmin na prestiżową salę sejmową. – Nie wiedzą, co czynią – ostrzega były poseł.
– Pokazałem, że jestem aktywnym i skutecznym radnym. A teraz lublinianie mogą zyskać energicznego posła. Pracowałem dla miasta, a teraz chcę pracować dla regionu – reklamuje się Sylwester Tułajew, radny miejski PiS z Lublina.
Wójt Wilkowa chce załatwić w Sejmie konkretną sprawę. – Od przeszło 10 lat walczę, żeby od strony parlamentarnej ktoś zajął się przeciwdziałaniu podwoziom. Jako wójt wyczerpałem już możliwości pracy na rzecz gmin powodziowych – mówi Grzegorz Teresiński.
Według niego jest za mało posłów z doświadczeniem w samorządzie. – W efekcie Sejm spycha na samorządy nowe obowiązki, a pieniędzy nie daje – tłumaczy.
Z kolei problem rewitalizacji zaniedbanych dzielnic zajmuje Leszka Daniewskiego, radnego miejskiego PO z Lublina. – Trzeba przygotować odpowiednią ustawę, żeby uruchomić potrzebne na ten cel pieniądze – tłumaczy swój strat do sejmu Daniewski.
– Chcę reprezentować interesy całego regionu, a szczególnie wschodnich powiatów naszego województwa. Np. należy doprowadzić do otwarcia przejścia granicznego Zbereże–Adamczyki – mówi Mariusz Zańko, radny miejski PiS z Włodawy. Radny nie ukrywa, że start w wyborach traktuje jako element budowy własnej kariery. – W Sejmie trzeba świeżej krwi, reprezentanta młodych ludzi – przekonuje.
– Kto chce konkretnie i wymiernie pracować dla ludzi, to powinien zostać w samorządzie. Rozmawiałem z kilkoma samorządowcami, którzy wybierają się do Sejmu i myślę, że nie wiedzą, co czynią – mówi Wojciech Żukowski, były wojewoda i poseł, a teraz burmistrz Tomaszowa Lubelskiego. I dodaje: – Wielu radnych czy wójtów kandyduje tylko po to, żeby zebrać głosy na listę. Im wcale nie chodzi o miejsce w parlamencie.
Są też tacy, którzy nie bardzo chcieli kandydować, ale musieli. – Jestem liderem partii w regionie, więc powinienem pociągnąć sejmową listę – tłumaczy Krzysztof Hetman (PSL), marszałek województwa.