Bitwa Warszawska rozegrała się w dniach 13–15 sierpnia 1920 roku. Zwycięstwo okryło chwałą marszałka Józefa Piłsudskiego i Wojsko Polskie. Rozkazy do żołnierzy, którzy zatrzymali bolszewików na Wiśle, wychodziły z Puław.
Pod broń
– W wielu miejscowościach kraju były i są tablice upamiętniające bohaterstwo Polaków – mówi Mikołaj Spóz, puławski regionalista. – Pod komendę Piłsudskiego ciągnęli młodzi i starsi. Mimo iż nie było takich środków przekazu jak dziś, wieść o nawale bolszewickiej rozchodziła się lotem błyskawicy i kto tylko mógł ruszał bronić młodej niepodległości.
Tak to już jest, że na historię kraju często składają się losy bohaterów, losy rodzin, które tworzą naród. – Nie trzeba było wielkich słów o patriotyzmie – podkreśla Spóz. – Każdy był gotów oddać życie za ojczyznę. Ginęli najlepsi synowie swoich rodzin, ale ich poświęcenie nie poszło na marne – mówi ze smutkiem Spóz.
Na wielu frontach
Działania wojenne w 1920 roku rozgrywały się na wielu frontach. W maju 1920 roku siły polsko-ukraińskie wkroczyły do Kijowa. W tej sytuacji Armia Czerwona rozpoczęła ofensywę, dowodzoną przez Michaiła Tuchaczewskiego. Ten chciał koniecznie zdobyć Warszawę. Jednocześnie armia Siemiona Budionnego atakowała Polaków w rejonie Lwowa, a korpus kawalerii Gaj-Chana miał opanować północne Mazowsze.
– Wszystko, co dziś rozumiemy jako Cud nad Wisłą miało swój początek wcześniej – mówi Mikołaj Spóz. – W walkach z bolszewikami krew przelewano na różnych frontach.
Śmierć w bitwie
Wacław Policzkiewicz, harcerz, peowiak, 24-letni porucznik Wojska Polskiego, urodził się w Lublinie. Tu ukończył szkołę z odznaczeniem, wstąpił na Politechnikę Warszawską. Był w Legionach, a później brał udział w wojnie z bolszewikami. W czasie odwrotu z Kijowa jego I pułk piechoty krwawił się w nieustannych bojach.
Po bitwie okazało się, że nie ma Policzkiewicza. Długo szukali żołnierze bardzo lubianego towarzysza. Kapitan M. Lepecki tak wspomina bitwę pod Borodzianką 13 czerwca 1920 roku: "... jeden z żołnierzy zobaczył nieszczęśliwego podporucznika, leżącego w wysokim zbożu. Zbiegliśmy się doń. Leżał twarzą do ziemi cichy, nieruchomy – już nie żył. Bolszewicka kula trafiła go w serce...”.
Stąd poszły rozkazy
– To z Puław poszły rozkazy dotyczące zwycięskiej bitwy – przypomina Mikołaj Spóz. Nad Wisłą trwała krwawa bitwa o Warszawę. Piłsudski złożył wizytę w puławskim Instytucie Rolniczym. – Panowie oficerowie zakwaterowani byli w różnych prywatnych domach – opowiada Mikołaj Spóz. – W Sali Okrągłej Instytutu odbywały się narady wojskowych i stąd szły najważniejsze rozkazy, których konsekwencją był cud nad Wisłą.
Sala była przestronna, na wielkim sześciokątnym stole rozkładali mapy sztabowe. – Pochylali się nad nimi, śledzili jak przebiega linia frontu i planowali kontrofensywę – opowiada pan Mikołaj. – Był tu Piłsudski, generał Stachiewicz i pułkownik Prystor. Stąd poszły rozkazy do wojsk, które zatrzymały bolszewików na Wiśle. Ten stół przetrwał okupację, jakiś czas stał w kreślarni Instytutu, teraz jest w bibliotece i pełni swoją funkcją. Niewiele osób wie o jego historycznej roli.