Bezterminowe i nie obwarowane żadnymi zastrzeżeniami prawa jazdy dostało dwóch młodych mężczyzn z bardzo dużą wadą wzroku. A to dzięki lekarzowi Piotrowi M. – uważa prokuratura.
– Nie były wykonywane dokładne badania, doktor tylko wypytywał, czy mamy jakieś wady słuchu i wzroku, potem podpisywaliśmy jakieś dokumenty i po jakimś czasie otrzymywaliśmy te zaświadczenia – zeznawał Łukasz B.
Mężczyzna twierdzi, że w trakcie tego "badania” w jednym oku miał wadę minus 4,5 dioptrii, a w drugim minus 6 i że mówił o tym doktorowi. Później, z powodu słabego wzroku w trakcie komisji wojskowej dostał najgorszą kategorię "E”, stwierdzającą, że nawet w razie wybuchu wojny nie będzie w żaden sposób przydatny dla armii.
Taką samą kategorię wojskową dostał też drugi z zeznających wczoraj mężczyzn, któremu Piotr M. wystawił korzystne zaświadczenie. Kurs na prawo jazdy robił w ośrodku w Żyrzynie, ale na badania jechał do odległej o ok. 20 km miejscowości Gołąb, gdzie doktor ma swój gabinet.
– Dowiedziałem się w szkole nauki jazdy, że u niego można zrobić badania – tłumaczył przed sądem Artur B. Twierdził, że lekarz wykonał opisane rozporządzeniem badania. Tyle, że w trakcie sprawdzania wzroku polegającego na czytaniu literek z planszy na ścianie… nie kazał mu zdjąć okularów.
Piotr M. nie przyznał się do zarzutów. Mówi, że jedyną jego winą było to, że zachował się niedbale. – Zaniechanie moje polegało na tym, że nie skierowałem ich na badania specjalistyczne – broni się doktor.
Cała sprawa wyszła na jaw, bo o jednym z takich przypadków dowiedział się mężczyzna, który jawnie przyznaje, że nienawidzi lekarzy, odkąd musiał dać w jednym ze szpitali łapówkę. Uzbroił się nawet w ukrytą kamerę, by nagrywać lekarzy łamiących prawo.
Czwartkowa rozprawa została odroczona na wniosek obrońcy, po tym jak sąd zapowiedział, że może inaczej niż prokuratura zakwalifikować czyn Piotra M. Mógłby być on sądzony za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków.
Wyrok zapadnie najwcześniej w marcu.