Mieszkańcy Puławskiej Spółdzielni Mieszkaniowej są coraz bardziej zadłużeni. Tylko w ubiegłym roku ich zobowiązania z tytułu niezapłaconego czynszu wzrosły o prawie 50 tysięcy złotych. W sumie wynosi ono już blisko 2 miliony zł.
W sumie zadłużonych mieszkań jest dokładnie 1389. Pod tym względem prowadzi os. Wróblewskiego, gdzie w kilku wieżowcach z czynszem zalega 1/3 mieszkańców. W jednym z bloków przy ul. Karpińskiego mieszkańcy są zadłużeni już na ponad 60 tys. zł, a przy ul. Polnej na prawie 80 tys. zł. W innej części osiedla, w jednym z bloków przy ul. PCK średnie zadłużenie na jedno mieszkanie przekroczyło 10 tys. zł. To tak, jakby przez ponad 4 czy 5 lat nie zapłacić ani złotówki czynszu.
Władze spółdzielni wobec skali problemu są bezradne, bo siłą nikogo do płacenia zmusić nie można. Część dłużników to prawdopodobnie osoby w trudnej sytuacji finansowej, ale wielu z nich nie płaci, bo uznało, że może to robić bezkarnie.
- Zasadniczym problemem przy egzekucji zadłużeń jest brak mieszkań socjalnych dla wykonania zasądzonych eksmisji, a brak prawnych możliwości eksmisji "na bruk” dodatkowo powoduje bezkarność dłużników - przyznaje Wacław Strzelec, prezes PSM.
W całym mieście dotychczas oddano do użytku ponad 750 mieszkań socjalnych, a ostatni budynek tego typu zbudowano trzy lata temu na os. Wólka Profecka. W tym roku takich inwestycji miasto nie planuje. Urzędnicy nie ukrywają, że budowa nowych mieszkań dla tych osób, które nie płacą czynszu nie jest priorytetem miasta. Nie jest bowiem żadną tajemnicą fakt, że rodziny, które trafiają do takich lokali także zalegają z płaceniem czynszu, mimo tego, że jego wysokość jest symboliczna.
Co grozi za długi
Ci, którzy nie płacą łamią prawo spółdzielcze, co jest także naruszeniem prawa cywilnego. Grozi im eksmisja, ale problem w tym, że jej wykonanie jest prawie niemożliwe. Spółdzielnia nawet jeśli złożyłaby taki wniosek, musiałaby wskazać lokal zastępczy. Te zapewnia miasto, ale nikt nie chce brać na swoje barki nieuczciwych lokatorów, ani prezentować im nowych mieszkań.
Dłużnicy muszą jednak pamiętać, że ich zobowiązania nie znikną. Jeżeli sami ich nie spłacą, ten obowiązek spadnie na ich dzieci. Dość liberalne obecnie prawo w przyszłości może się zmienić, a wtedy zadłużeni będą mogli naprawdę trafić na przysłowiowy "bruk”.