– Zainwestowałam w ten budynek ponad 100 tys. zł. A teraz wypowiedziano mi umowę najmu – skarży się Renata Skowron, dyrektor niepublicznego przedszkola „Kacperek” w Radzyniu Podlaskim. Władze spółdzielni odpowiadają, że nie mogą sobie pozwolić na "dyktat warunków przez monopol przedszkolny jednego właściciela".
Umowę najmu na czas nieokreślony z Radzyńską Spółdzielnią Mieszkaniową pani Renata zawarła w 2011 roku. – Poszukiwałam lokalu, bo chciałam otworzyć przedszkole. Ten budynek od wielu lat stał pusty. Ale był w dobrej lokalizacji przy ulicy Jagiellończyka na dużym osiedlu mieszkaniowym – zaznacza Skowron. Przyznaje, że nie konsultowała zapisów umowy z prawnikiem. Zgodziła się jednak na to, że koszty adaptacji obiektu pokryje z własnej kieszeni. – Wymieniliśmy okna, drzwi, wyremontowaliśmy podłogi, położyliśmy ściany gipsowe. Wyposażaliśmy przedszkole. To wszystko kosztowało ponad 100 tys. zł – podkreśla dyrektor.
Na początku nie było łatwo. – Byliśmy pierwszą placówką niepubliczną, musieliśmy zdobyć zaufanie ludzi – przyznaje kobieta. Ale z roku na rok dzieci przebywało. Obecnie, uczęszcza tu 70 podopiecznych. W międzyczasie, dyrektor utworzyła także plac zabaw przy placówce. – Jednak w ubiegłym roku, coś się popsuło. Zostałam zaproszona do spółdzielni na rozmowę. Dostałam pismo do podpisania. Chcieli mi podnieść czynsz o 100 proc. z 11 zł do 22 zł za 1 mkw. – relacjonuje pani Renata. – Powiedziano mi, że jeżeli się nie zgadzam, to mam 3-miesięczny okres wypowiedzenia – dodaje dyrektor. Przyznaje jednocześnie, że gdyby zaczęła podnosić czesne, to w oczach rodziców byłaby niewiarygodna. – Zostałam postawiona pod ścianą. Wahałam się, ale ostatecznie zgodziłam się na podwyżkę czynszu, ale po jakimś czasie mi powiedziano, że już jest za późno – stwierdza Skowron.
Oprócz przedszkola przy Jagiellończyka, kobieta prowadzi jeszcze dwie niepubliczne placówki w Radzyniu. – W marcu tego roku dostałam oficjalne pismo z trzymiesięcznym wypowiedzeniem umowy najmu. Muszę się wynieść do 7 lipca. Do tej pory nie znam powodów – przyznaje nasza rozmówczyni. Właścicielka wzięła kredyt, aby przystosować swój inny obiekt i tam przenieść przedszkolaki z Jagiellończyka. – Jeżeli zajdzie potrzeba, to będziemy busem dowozić dzieci z tamtego osiedla do nowej lokalizacji przedszkola – zaznacza dyrektor.
Tymczasem, władze Radzyńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej odpowiadają, że nie mogą sobie pozwolić na dyktat warunków przez monopol przedszkolny jednego właściciela. – Podstawowym i pierwotnym powodem wypowiedzenia umowy najmu było kwestionowanie uprawnień właściciela lokalu – podkreśla Zbigniew Ostapowicz, prezes spółdzielni. Jak tłumaczy, ma to „zapobiec monopolizacji rynku przedszkolnego i wywieraniu presji na rodziców w zakresie czesnego”. Ostapowicz przypomina też, że właścicielka przedszkola „Kacperek” prowadzi w Radzyniu jeszcze dwie placówki oświatowe. – W sierpniu ubiegłego roku, zarząd spółdzielni wynegocjował podwyżkę czynszu (…) i aneks miał być podpisany następnego dnia, ale pani Renata Skowron poinformowała, że spółdzielnia „nie ma prawa zmieniać stawek, gdyż zamknie przedszkole” – relacjonuje prezes spółdzielni.
W związku z tym, stawki miały pozostać na tym samym poziomie, ale jednocześnie spółdzielnia poinformowała dyrektor, że umowa najmu będzie obowiązywać do końca czerwca tego roku. – Wypowiedzenie umowy najmu nie jest zaskoczeniem – przekonuje Ostapowicz. Nie ukrywa też, że spółdzielnia chce wynająć lokal na potrzeby przedszkolne innej osobie.
Rodzice przedszkolaków już wiedzą o zmianie siedziby. – Jestem bardzo zadowolona z tej placówki. Jesteśmy w „Kacperku” od momentu powstania. Teraz, zapisałam tam trzecie dziecko. Zawsze wszystko było w porządku – podkreśla mieszkanka Radzynia. –Zmiana lokalizacji nie stanowi problemu, bo dziecko będzie nadal z tą samą grupą i wychowawczynią – zaznacza rodzic.
Przypomnijmy, że w ubiegłym roku Sąd Okręgowy w Lublinie nakazał samorządowi Radzynia wypłatę niepublicznym przedszkolom zaległych dotacji. Chodzi o ponad 615 tys. zł. Na drogę sądową wystąpiły trzy prywatne przedszkola: "Kacperek", "Biedroneczka" oraz "Bambino", które łącznie domagały się od miasta miliona złotych za obniżone dotacje. Samorząd powinien przekazywać niepublicznym przedszkolom 75 procent tego, co daje przedszkolu miejskiemu, a zdaniem placówek prywatnych tak nie było. Na przestrzeni kilku lat miasto zmniejszyło dotację z 515 złotych na jedno dziecko miesięcznie do 460 zł w 2018 roku. Ale samorząd odwołał się od wyroku do sądu wyższej instancji i sprawa czeka na rozstrzygnięcie.