Alicja Bachleda-Curuś przełamała milczenie. Podczas rozmowy z Kingą Rusin z Dzień Dobry TVN zdementowała kilka plotek, które pojawiły się na temat jej związku z Colinem Farrellem.
Przed kamerą Alicja Bachleda-Curuś miała zdecydowanie więcej szczęścia. Zagrała u Wajdy w ekranizacji "Pana Tadeusza", we "Wrotach Europy" i kilku serialach. Potem zaczęła podbijać niemiecki rynek, występując w kilku produkcjach, skierowanych głównie do młodzieży.
W USA zadebiutowała u boku Kevina Kline'a w filmie "Trade". Powierzono jej jedną z głównych ról - Polki porwanej przez gang handlarzy ludźmi. Pierwotnie rolę tę miała zagrać Milla Jovovich, ale niemiecki reżyser Marco Kreuzpaintner, który pracował wcześniej z Alicją Bachledą-Curuś przy filmie "Letnia burza", nalegał, aby rolę dostała Polka.
Potem przyszła rola w filmie "Ondine". Na planie poznała Colina Farrella, hollywoodzkiego gwiazdora irlandzkiego pochodzenia, zakochała się i urodziła mu syna. Obecnie Henry Tadeusz, potomek Farrella i Bachledy-Curuś, ma dwa miesiące.
Alicja podczas rozmowy z Kingą Rusin dla programu Dzień Dobry TVN zdementowała plotki, że jej mama ma zakaz przyjazdu do USA i że nie lubi się z Colinem Farrellem.
- To jest zupełną nieprawdą. Oni się bardzo lubią, uwielbiają - wyznała Alicja. - I też mama Colina jest wspaniałą kobieta i bardzo się lubimy i szanujemy.
Bachleda-Curuś opowiedziała, że podczas pracy na palnie "Ondine" Farrell wydał się jej bardzo profesjonalnym, skoncentrowanym na tym, co robi aktorem, ale nie gwiazdorem. Jak to się stało, że zostali parą?
- Takie szczęście w życiu, że spotykasz kogoś, kto patrzy w ten sam sposób na świat. Jest bardzo uduchowiony. Jest świetnym tatą. Trudno o takich ojców - twierdzi Bachleda-Curuś. Zdradziła, że sama lepi ruskie pierogi, ponieważ to jedno z ulubionych dań jej wybranka.