Zdecydowana większość maluchów została przyjęta do przedszkoli. Problem był tylko z najmłodszymi. - Okazało się, że mamy za dużo miejsc dla sześciolatków, a za mało dla trzylatków - wyjaśniają władze Świdnika.
W mieście działa sześć publicznych placówek. Okazało się, że jest w nich za dużo miejsc dla sześciolatków, a za mało dla trzylatków. - W przedszkolu na Adampolu przy Szkole Podstawowej nr 4 miały być dwa oddziały dla sześciolatków, a ostatecznie utworzyliśmy tylko jeden. Szkoda że tam nie zgłosiły się te trzylatki. Może dałoby się dla nich stworzyć grupę - dodaje Tomasz Szydło.
Jednak podejrzewa, że dla niektórych rodziców z innych osiedli mogło to być jednak za daleko. - I pewnie dlatego nie zgłosili zapotrzebowania na utworzenie takiej grupy - kwituje.
W tym roku największym powodzeniem cieszyło się Przedszkole nr 7. - Do nas było najwięcej chętnych, bo tu młodzi ludzie mieszkają i mają dzieci. Poza tym, cieszymy się dobrą opinią - zauważa Ewa Marchlewska, dyrektor przedszkola przy ul. Hryniewicza. Do "siódemki” najwięcej zgłosiło się trzylatków.
- Dlatego stworzyliśmy specjalnie dla nich dodatkowy oddział. Od września będziemy mieć ich w sumie 10. W związku z tym czeka nas w wakacje poważny remont. Musimy jedną salę przystosować do zajęć, wyburzyć ścianki działowe, zrobić nowe sanitariaty - wyjaśnia dyr. Marchlewska.
W Przedszkolu Integracyjnym nr 5 przy ul. Hallera wszystkie dzieci zostały przyjęte. - Nikogo nie odprawiono z kwitkiem, ale przedszkolaków mamy "na styk”. Czasem rodzice rezygnują, więc chętni powinni się dowiadywać we wrześniu, czy nie zwolniło się jakieś miejsce - dodaje Jadwiga Gajewska z Przedszkola nr 5 przy ul. Hallera.
Wcześniej wydawało się, że z miejscami może być problem. Ale zamieszanie wśród rodziców świdnickich przedszkolaków wzięło się stąd, że część maluchów była zapisana do więcej niż jednej placówki. Ponad setka dzieci była zgłoszona co najmniej w dwóch miejscach. Rekordzista na listach pojawił się w pięciu miejscach. - Dlatego teraz sytuacja nie jest tak zła, na jaką wyglądała wtedy - kwituje dyr. Marchlewska.
Poza tym, rodzice niechętnie zapisują sześciolatki do I klas. - Idealnie byłoby, gdyby 6-letnie dzieci poszły do szkół, ale rodzice nie chcą i wybierają oddziały zerówkowe. Nam to by się bardziej opłacało, bo na każde dziecko w I klasie dostalibyśmy subwencję oświatową - przyznaje burmistrz Szydło.