Rozmowa z Krzysztofem Grabczukiem, który razem z Magdaleną Kordaszewską wygrał w głosowaniu widzów podczas gali finałowej.
• Liczył pan na wygraną?
• Magda była wymagającym trenerem?
– Bardzo. Mieliśmy zaledwie 5 prób, chyba najmniej ze wszystkich par. Ale starałem się, jak mogłem. Pokazywała mi kroki i musiałem je opanować już na następne zajęcia. W choreografii pojawiło się kilka skomplikowanych elementów m.in. podnoszenia, które z resztą wzbudziły największy aplauz publiczności. Ale jakoś sobie poradziłem, w końcu wywodzę się ze środowiska sportowego.
• Który moment w ciągu tych trzech miesięcy był najciekawszy?
– Zdecydowanie sama gala i przygotowania za kulisami. To ciekawe, jak osoby, które na co dzień nie mają problemów z występami na żywo, może zżerać stres. Miałem tremę, ale niedużą. Był to raczej stres mobilizujący. Należę do osób, które podchodzą na luzie do takich występów.
• Jak zareagowali pana znajomi i rodzina po występie?
• Będzie pan kontynuował przygodę z tańcem?
– To była jednorazowa przygoda. Ale jeśli będzie potrzeba, żeby znowu zatańczyć charytatywnie, to jak najbardziej. Tak jak podkreślałem wiele razy, nawet jeśli czegoś się nie umie, warto to zrobić dla potrzebujących.