Zamość nie jest dobrym miejscem dla teatru, bo skazuje się go tu na wegetację. Tak twierdzi Paweł Dudziński, twórca teatru "Performer” oraz Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Intuitywnej "Fortalicje”. Dlatego przenosi się do Lubiąża.
Dudziński działa w Zamościu od początku lat 80. Założył Teatr Performer. Występował wraz ze swoimi aktorami m.in. na Jazz Jamboree (1987 r) oraz na "Malcie” w Poznaniu. Teatr jest też organizatorem "Fortalicji”.
Popularność przyniosła mu jednak "Amrita”. To największy, abstrakcyjny obraz świata wykonany w 1994 r. na zamojskim Rynku Wielkim i staromiejskich ulicach. Miał powierzchnię ok. 18 tys. mkw. O dziele mówiły ogólnopolskie media. Wpisano go do księgi rekordów Guinessa.
Jednak proponowana przez Dudzińskiego sztuka nie zawsze jest zrozumiała. Dlaczego? Twórca łączy m.in. performance, new age, action painting i graffiti. Taki koktajl może być wybuchowy.
- On tworzy instalacje, rzeźbi, muzykę, albo sam staje się żywym obrazem - mówi 34-letnia Renata z Zamościa, miłośniczka teatru. - Nakłada na swoje ciało warstwy kolorowej farby i wchodzi np. do marketu. To jest ponad siły urzędników. To jest prowokacja i sztuka.
- Władze naszych działań nie doceniły - skarży się Dudziński. - Siedem lat temu wyproszono nas z siedziby w Starej Bramie Lubelskiej. To był dla teatru potężny cios. UM nie zaproponował nam nic w zamian. Nie mamy gdzie działać i pracować. Goście, których zapraszamy na festiwal "Fortalicje” muszą spać w naszym maleńkim, ciasnym mieszkaniu.
Dudziński jest tym rozgoryczony. - Zwijamy działalność artystyczną w tym mieście i przenosimy się pod Wrocław - mówi. - Tam powstaje wioska artystyczna. Organizuje ją mój syn Sambor (znany wokalista - red.). Władze przekazały nam w dzierżawę budynki i kilka hektarów ziemi. Będę tam mógł tworzyć ogromne rzeźby, a nasz teatr rozwinie wreszcie skrzydła.
Czy rzeczywiście zamojscy urzędnicy nie lubią miejscowych teatrów? - Tak jest - przyznaje Waldemar Zakrzewski, zamojski reżyser, twórca m.in. Teatru Realnego. - Dla nas także nie było miejsca. Gdyby nie pomoc SM im. Łukasińskiego, musielibyśmy zawiesić naszą działalność. Magistratu ona nie obchodzi. Przykład? Aktorami naszego teatru są młodzi, pełni zapału ludzie. Widowiska są ich dziełem. Wielokrotnie zapraszali urzędników na premiery. I to imiennie. Nie przyszedł nikt.
Co na to magistraccy urzędnicy? - Trudno mi to komentować - mówi Tomasz Kossowski, wiceprezydent Zamościa. - Ja na takie spektakle nie chodzę, bo nie mam na to czasu… Jednak nie można mówić, że UM w tę dziedzinę nie inwestuje. Mamy w mieście 203 etaty związane z kulturą. Ilu urzędników pracuje w magistracie? 183. Te liczby chyba mówią same za siebie.