Jeszcze kilka lat temu łapaniem gapowiczów zajmowali się pracownicy Miejskiego Zakładu Komunikacji. W ubiegłym roku ten proceder zwalczały już dwie zewnętrznie działające firmy. We wrześniu pojawiła się kolejna, tym razem z Łodzi.
Naloty „kanarów” są niespodziewane. Zazwyczaj dwuosobowe grupy zaczynają kontrole od wczesnego ranka, często pojawiają się kilka razy na tej samej linii. – Wsiadłam do „szesnastki”, przy ulicy Szwedzkiej. Skasowałam bilet i już na następnym przystanku miałam pierwszą kontrolę – relacjonuje pani Barbara z Zamościa. – Zanim dojechałam do szpitala, „bileciku” zażądał kolejny kontroler.
– Przejażdżki bez ważnego biletu wśród mieszkańców miasta zdarzają się coraz częściej. Aby to ukrócić, kontrolerzy muszą działać aktywnie – tłumaczy prezes Litwin. Przyznaje, że nie wszystkim pasażerom się to podoba, o czym świadczą stosy skarg i zażaleń. Litwin nie ukrywa, że niektórzy kontrolerzy zupełnie nie sprawdzają się w swojej roli. Nie przykładają się do pracy, mają słabe wyniki i szybko rezygnują z pełnionej funkcji, bo po prostu przestaje być to dla nich opłacalne.
Największymi osiągnięciami w łapaniu gapowiczów może pochwalić się ARSEN. Tylko w październiku, na terenie Zamościa pracownicy tej firmy przeprowadzili 6 tys. 331 kontroli, wykrywając przy okazji 70 pasażerów bez biletu