W sobotę mija 66 rocznica krwawej niedzieli na Wołyniu. Oddziały UPA zaatakowały tego dnia ponad 160 polskich kościołów, mordując księży i tysiące bezbronnych wiernych. Potomkowie ofiar proszą o modlitwę i zapalenie zniczy.
81-letni Stanisław Filipowicz stracił tego samego dnia w Porycku matkę, dwie siostry i siostrzenicę. Jemu udało się przeżyć. - Rano ojciec ze znajomymi wykopali na cmentarzu mogiłę - wspomina. - Tam położono moich najbliższych.
- W czasie ludobójstwa na Kresach Wschodnich w latach 1939-1947 zamordowano 150 tys. Polaków oraz wielu Żydów, Ormian i przedstawicieli innych narodowości. Zginęło też sporo sprawiedliwych Ukraińców, którzy ratowali Polaków - zwraca uwagę ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, autor książki "Przemilczane ludobójstwo na Kresach”.
Podkreśla, że na większości zbiorowych mogił do tej pory nie postawiono nawet krzyża. I apeluje o zapalenie jutro zniczy. - Niech światełka zapłoną wszędzie tam, gdzie są tablice pamiątkowe ku czci pomordowanych Kresowian, a o godz. 21 w oknach w całej Polsce. To jest nasz chrześcijański obowiązek - zaznacza ks. Isakowicz-Zaleski.
Również w Chełmie zostanie jutro wmurowana tablica pamiątkowa i odprawiona msza święta. Natomiast w niedzielę Wołyniacy z Zamościa wybierają się do Łucka, by w tamtejszej katedrze modlić się za pomordowanych Polaków.
- Po drodze zapalimy znicze w miejscach mordów - mówi Janina Kalinowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Upamiętnienia Polaków Pomordowanych na Wołyniu.
Nabożeństwo koncelebrowane przez biskupa łuckiego Marcjana Trofimiaka ma na żywo transmitować TVP Polonia.