Młodzi ludzie, którzy nie znaleźli sobie pracy przed wakacjami, w tej chwili są skazani na przymusowy odpoczynek. W PUP ofert pracy sezonowej brak. Ratować się można jedynie zbierając owoce.
– Na początku pracowałam w dni wolne i w weekendy. Zaczęły się wakacje, więc teraz mogę przychodzić codziennie – mówi zadowolona nastolatka.
Okazuje się, że wiosenny pośpiech wyszedł jej na dobre. Bo w tej chwili Powiatowy Urząd Pracy nie ma ani jednej propozycji dla chcącej dorobić w wakacje młodzieży. Ostatnie posady rozeszły się w czerwcu.
– Miesiąc wcześniej można było jeszcze zatrudnić się np. w chłodni Mors, która co roku potrzebuje rąk do pracy latem – mówi Marek Przyczyna, pośrednik pracy w zamojskim PUP.
Bez szans są również ci, którzy chcieliby w wakacje popracować za granica. Wojewódzki Urząd Pracy przyjmował chętnych do pracy przy zbiorze owoców w Europie Zachodniej, ale zapisy na te posady zakończyły się jeszcze w… grudniu ub. roku.
W wakacje ostatnią deską ratunku może być OHP. – Posiadamy jeszcze kilka ofert, ale trzeba się spieszyć, bo cieszą się ogromnym zainteresowaniem – podkreśla Jadwiga Walencik z OHP w Zamościu. – Mamy propozycje dla hostess i doradców klienta oraz wychowawcy kolonijnego.
Co jeszcze można robić w kraju? Zbierać nasze polskie owoce. Ale dla zamojskich studentów to ostateczność. Bo trzeba jechać daleko od domu, praca jest ciężka, a wcale nie najlepiej płatna.
– Wystarczy, że przyjdą upały i np. maliny są bardzo drobne. Trudno się je wtedy zbiera. Czasem można cały dzień stać na polu i zarobić raptem 20 zł – opowiada Bartłomiej Efner, który w poprzednie wakacje na malinowej plantacji spędził miesiąc.
A stawki w tym roku są identyczne, jak ubiegłoroczne. – Za 2,5-kilogramową łubiankę płacimy naszym pracownikom 3 zł – precyzuje Adrian Głąb, plantator z Ludwinowi pod Kraśnikiem. – Oferujemy do tego trzy posiłki i nocleg.