Andrzej Wnuk odpowiada na zarzuty opozycji oraz Macieja Spazowskiego, jednego z mieszkańców miasta, dotyczące rosnącego zadłużenia Zamościa. I pokazuje konkretne liczby.
W zwołanej w mijającym tygodniu konferencji prasowej Spazowski przekonywał, że z roku na rok rośnie zadłużenie Zamościa. Wyliczał, że pierwszy po wyborach 2014 r. budżet zaprojektowany był przez poprzedniego prezydenta, Marcina Zamoyskiego. Te tworzone przez Wnuka były już deficytowe, a dług miasta rósł.
– Pierwszy budżet przygotowany przez poprzedniego prezydenta uchwaliła już nowa rada i realizował go nowy prezydent – ripostuje Andrzej Wnuk. – Wcale nie musiałem go przedstawiać w takiej wersji, ani realizować. W trakcie roku, zgodnie z ustawą o samorządzie terytorialnym oraz ustawą o finansach publicznych, tylko i wyłącznie prezydent ma prawo do zgłaszania autopoprawek do budżetu miasta. Mogłem ten budżet przewrócić i nie spłacać zadłużenia miasta, a zrobiłem to.
Wnuk podkreśla, że zależało mu na realizowaniu budżetu, który zmniejsza zadłużenie Zamościa po to, żeby przygotować grunt pod przyszłe inwestycje unijne. By móc je otrzymać, miasto potrzebowało zdolności kredytowej.
– Zadłużenie było potrzebne nie na wydatki bieżące, tylko na inwestycje – dodaje prezydent i zbija argumenty opozycji mówiące o tym, że nie powinno się brać pod uwagę długu w stosunku do wielkości budżetu.
– Prawo stanowi, że tak właśnie się robi. Nawet, jeśli weźmiemy tylko pod uwagę dochody własne, czyli wpływy z podatków, to też widać, że w ciągu siedmiu ostatnich lat wzrosły one o 48 proc., a od rozpoczęcia mojej prezydentury wzrosły o 35 mln zł.
Wnuk prezentuje konkretne liczby. W roku 2011 dochody własne miasta wynosiły niewiele ponad 101 mln zł, a zadłużenie – ponad 100 mln, czyli 99,5 proc. W 2014 stosunek ten spadł do 68,14 proc (dochód ponad 115 mln, a dług – ponad 78 mln). W ubiegłym roku dochody wzrosły do blisko 149 mln, a dług spadł do 74 mln. To niespełna połowa dochodów.