Do psów strzelano w środę nie tylko w podtomaszowskim Majdanku, ale również pod Paarami w gminie Susiec – ustalił wczoraj Dziennik. Tam też odstrzelono pięć czworonogów. Bogdan Brożko stracił dwa psy. – Suka Kuki miała cieczkę i wydostała się na zewnątrz pod siatką – opowiada 72-latek z Paar. – Zabili ją, Reksia i jeszcze trzy psy sąsiadów.
Nasz rozmówca zgłosił sprawę policji. Szkopuł w tym, że na razie nie wiadomo, kto strzelał. Nie było świadków egzekucji. Dominik Wojtuch, zamojski łowczy okręgowy, nic nie wie o odstrzale. Paary zaś leżą na styku zamojskiego i przemyskiego okręgu łowieckiego. Sprawę bada policja.
Przypomnijmy, że tego samego dnia w Majdanku k. Tomaszowa Lub. zastrzelono tyle samo psów. Pisaliśmy o tym wczoraj. Tam też czworonogi biegły za suką, która miała cieczkę. Myśliwi twierdzą, że mogą strzelać do zdziczałych psów i kotów wałęsających bez dozoru na terenach obwodów łowieckich. Muszą tylko zachować odległość co najmniej 200 metrów
od domów.
Nasi świadkowie z Majdanku mówią jednak o typowej egzekucji. Według nich psy zostały zabite nieopodal domostw. – Zbieramy materiały, przesłuchujemy świadków. Mamy na to pięć dni – mówi nadkomisarz Marek Czerenko, rzecznik tomaszowskiej policji.
Jeżeli myśliwi nie zachowali bezpiecznej odległości przy odstrzale, mogą dostać zarzut zabicia zwierząt. Grozi za to do roku pozbawienia wolności. Ale – jak zaznaczają policjanci – do odpowiedzialności karnej mogą też zostać pociągnięci właściciele czworonogów, którzy ich nie upilnowali. Za takie wykroczenie grozi mandat do 250 zł.
W Paarach psy zginęły w polu, grubo ponad 200 m od domów. Ale ich właściciele zwracają uwagę na jeszcze inny aspekt. – Zabite psy zostały powiązane za nogi i zaciągnięte do lasu – twierdzi Brożko.