Członkowie i sympatycy Zamojskiego Towarzystwa Turystycznego zdobyli Mont Blanc. Na szczycie wyeksponowali oprócz barw Polski także flagę Zamościa. To – jak oceniają – najprawdopodobniej najwyższe wniesienie sztandaru miasta.
– Moja pierwsza wysoka góra to Ararat (5137 m n.p.m.). Zdobyłem ją wspólnie z Jankiem Ciosem i Józkiem Kwaśniakiem. Był 2014 rok, a potem zadziałało już prawo serii. W miarę jak apetyt rósł, zaczęliśmy planować kolejne podejścia. Udało nam się zdobyć Kilimandżaro (5895 m n.p.m.) i Kazbek (5033 m n.p.m.). W tym roku przyszła pora na Mont Blanc (4809 m n.p.m.) – opowiada Jacek Podkościelny, z zawodu nauczyciel geografii w zamojskich szkołach i przewodniczący Zamojskiego Towarzystwa Turystycznego.
Zdobywcy nie chcieli korzystać z najłatwiejszego, tradycyjnego podejścia, którym na szczyt wchodzi aż 95 proc. podejmujących wyzwanie. Wybrali nieuczęszczany i znacznie trudniejszy tzw. szlak włoski. – To bardzo wymagające podejście m.in. ze względu na szczeliny lodowe. Podeszliśmy jednak do zdobycia tej góry bardzo ambitnie. Podjęliśmy jednak wyzwanie i udało się – Podkościelny nie kryje dumy.
Śmiałkowie zmagali się nie tylko z trudną trasą, czy zmienną pogodą, ale i własnymi słabościami. Każdy z nich wnosił ważący ok. 25 kg plecak z prowiantem i koniecznym sprzętem, a oprócz tego zwisające z plecaka termosy, karimaty, namioty, śpiwory, kijki. – Nieśliśmy też dwie flagi: polską i zamojską. Pomysł na zabranie ze sobą barw Zamościa zrodziło się spontanicznie podczas rozmowy z dyrektorem biura promocji miasta, Damianem Miechowiczem – opowiada Podkościelny.
– A większość z nas, w sumie szczyt zdobywało 8 osób w trzech zespołach, pochodzi właśnie z Miasta Idealnego. Podchwyciliśmy go więc bardzo chętnie. Po wejściu na szczyt udało nam się rozłożyć i godnie zaprezentować flagę. Z informacji jakie posiadamy wynika, że było to jak do tej pory najwyższe wniesienie i wyeksponowanie sztandaru naszego miasta. Ponieważ był on wypożyczony z urzędu miasta, mamy teraz nadzieję, że zostanie on godnie wyeksponowany.
– Mamy już także następne plany. Kolejny będzie najprawdopodobniej Elbrus (5642 m n.p.m.) – zapowiada Jacek Podkościelny. – Kiedy zdobędzie się już jeden szczyt, nie chce się rezygnować z towarzyszących temu emocji. W takich chwilach towarzyszy nam olbrzymi entuzjazm i radość, którą mogą zrozumieć chyba tylko osoby, którym udało się dokonać czegoś podobnego.