Dwaj lekarze z Zamościa odpowiedzą za błąd w sztuce lekarskiej. Badali osadzonego w zakładzie karnym. Kilka dni później pacjent zmarł.
– Skierowaliśmy już do sądu akt oskarżenia – mówi Wojciech Sołdaczuk, zastępca Prokuratora Rejonowego Warszawa-Mokotów. – Podstawą do postawienia zarzutów była opinia Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Według śledczych, śledczy narazili swojego pacjenta na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. 40-letni Krzysztof Ś. odsiadywał wyrok w zamojskim zakładzie karnym. Pod koniec listopada miał wrócić do więzienia po przerwie w odsiadce.
Okazało się jednak, że leży w szpitalu papieskim w Zamościu. Skarżył się na silne bóle w okolicach lędźwiowych. Lekarze postanowili skierować go do szpitala więziennego w Warszawie. Tymczasowo został przewieziony do zamojskiego więzienia.
Z początkiem grudnia dwa razy badał go lekarz, Jerzy S. Zauważył, że pacjent ma na skórze sine plamy i niewielkie zgrubienie. Zlecił więc prześwietlenie i przepisał leki.
Dzień po drugim badaniu Krzysztof Ś. skaleczył się w toalecie. Ponownie trafił do szpitala papieskiego w Zamościu. Badał go Marek N. Wykrył m.in. infekcję w starej ranie oraz ciało obce pod skórą. U pacjenta, w okolicach lędźwiowych zbierała się ropa. Lekarz przepisał antybiotyk i wysłał skazańca do szpitala więziennego w stolicy.
Tam lekarze przecięli ropień i usunęli ciało obce. Okazało się, że to kawałek szkła. Niestety, stan pacjenta szybko się pogarszał. Prawdopodobnie z powodu posocznicy. 9 grudnia Krzysztof Ś. zmarł.
Zdaniem prokuratury, obaj lekarze badający pacjenta w Zamościu popełnili błędy. Jerzy S. zlecił prześwietlenie, ale nie zajął się ropiejącą raną i kawałkiem szkła w ciele mężczyzny.
Śledczy podkreślają, że już na tym etapie szanse na wyleczenie Krzysztofa Ś. znacznie spadły. Z kolei Marek N. powinien przeprowadzić zabieg, który wykonali dopiero lekarze z Warszawy. Mógł natychmiast przeciąć ropień i usunąć fragment szkła.
Obaj lekarze nie przyznają się do winy.