Puławianka Aleksandra Semeniuk poszerza kulinarne horyzonty gości jej restauracji, oferując potrawy z dalekich Indii, Japonii i Tajlandii. I to nie jest jej ostatnie słowo.
Sushi Garden, Thai Garden i India Garden - to restauracje, które od kilku lat podbijają podniebienia mieszkańców Puław i okolic. Przedsiębiorstwem kieruje małżeństwo, Aleksandra i Stefan Semeniukowie, pasjonaci gastronomii oraz orientalnych smaków.
Przygodę z branżą pani Ola zaczęła dwanaście lat temu. Po powrocie z Irlandii, została kelnerką w jednej z warszawskich restauracji oferujących sushi. Kiedy właściciele lokalu założyli kolejną restaurację w Puławach, zaproponowali jej prowadzenie pani Aleksandrze. Zajmowała się tym przez pięć lat.
- Wszystko było wtedy na mojej głowie. Pamiętam, że przez rok nie miałam wolnego. Sama restauracja początkowo nie prosperowała najlepiej, bo właściciele zaproponowali warszawskie ceny. Gdy przekonałam ich do rabatów, pojawili się klienci – opowiada Aleksandra Semeniuk. - To był również czas, kiedy poznałam mojego męża. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że skoro i tak robimy wszystko sami, warto otworzyć coś swojego. Żeby nie konkurować z byłym pracodawcą, postawiliśmy na Lublin.
Japonia nie dla każdego
Semeniukowie wzięli kredyt i otworzyli restaurację Time Sushi na Starym Mieście w Lublinie. Japońska kuchnia miała swoich miłośników, ale większość klientów wybierała tradycyjne smaki u konkurencji. Nie chcąc rezygnować z gastronomicznych marzeń, małżonkowie wrócili do Puław, gdzie zwolnił się właśnie lokal przy ul. Centralnej.
- Obejrzeliśmy to miejsce i od razu odkryliśmy jego potencjał. Projekt wnętrza powierzyliśmy Gosi Mazur, która zaproponowała nazwę Sushi Garden. Miało być zielono i przytulnie. Nazwa się przyjęła i została z nami do dzisiaj - przyznaje pani Aleksandra.
Przyjęła się także sama restauracja, która szybko zyskała nie tylko nowych gości, ale także nowych pracowników. Wielu z nich to dobrzy znajomi pary z czasów wspólnej pracy przy ul. Zielonej.
- Pierwszy rok nie był łatwy, musieliśmy wypracować sobie renomę, ale się udało. Prosperowaliśmy całkiem dobrze, więc gdy zwolniło się miejsce w galerii Nova, postanowiliśmy to wykorzystać. Zaciągnęliśmy kolejny kredyt, zaczęliśmy jeździć po całym kraju i oglądać tajskie restauracje. Mój mąż brał udział w szkoleniach. Podeszliśmy do wszystkiego na poważnie. W ten sposób powstał Thai Garden - opowiada pani Ola.
Tuż obok „Taja”, jak nazywają go jego właściciele, działała restauracja hinduska. Gdy jej właściciel postanowił zamknąć lokal, Semeniukowie zdecydowali się go przejąć. Pieniądze z kolejnego kredytu zainwestowali w swoje trzecie „dziecko” - India Garden.
Kelnerki za kółko
W tym czasie całą branżą zatrzęsła pandemia i związany z nią lockdown. To był czas, który wymagał od przedsiębiorców dostosowania się do nowych warunków.
- Musieliśmy zmienić system pracy, stawiając na dowóz naszych dań do klientów. Kelnerki zostały kierowcami, a kucharze zaczęli pracować trochę krócej. Z tarczy antykryzysowej dostaliśmy tylko 2 tysiące złotych. Wszystko dlatego, że nasz obrót znacząco nie spadł. Nikt nie zwracał jednak uwagi na to, że wypracowują go już trzy, a nie jedna restauracja. Ich prowadzenie generowało również wyższe koszty - tłumaczy właścicielka firmy.
Mimo trudności, biznes nie przynosił strat. Dowóz dań okazał się strzałem w dziesiątkę. Pozwolił zdobyć nowych klientów, także poza granicami Puław.
- W tym zawodzie trzeba umieć dostosować się do sytuacji i mieć otwarty umysł na wszystko, co dzieje się dookoła - uważają pomysłodawcy puławskich restauracji. - Nam się to udało.
Gdy firma przetrwała pierwszy, pandemiczny kryzys, restauratorzy zaczęli brać pod uwagę możliwość otworzenia kolejnego punktu. Lokalem po zamkniętej restauracji Papoo przy Placu Chopina interesowało się wiele osób, ale właściciel budynku zaoferował go Semeniukom.
- Chcemy zrobić tam coś fajnego. To będzie nasza największa inwestycja. Chcemy oferować włoską kuchnię, pizzę z pieca, makarony robione na miejscu. Planujemy również ogródek dla dzieci oraz salę, gdzie goście będą mogli oglądać mecze - wymienia pani Ola. Od kilku miesięcy trwa sprzątanie budynku, który czeka generalny remont. Otwarcie Italian Garden zaplanowano latem przyszłego roku.
Co jest receptą na gastronomiczny sukces?
- Kluczowa jest ciepła, przyjazna atmosfera, podejście do klienta. Bardzo tego pilnuję i ufam swoim dziewczynom. Nie chodzi o jakieś wyrafinowane gesty, ale zwyczajną serdeczność. Sama na co dzień pracuję na sali i znam większość gości. Często wiem, co zamówią, zanim otworzą usta - śmieje się pani Ola. - Ważne są także relacje pomiędzy pracownikami. Mogę się pochwalić, że mamy fajną i zgraną ekipę. Mimo tego, że jest nas dużo, często urządzamy imprezy integracyjne, wspólnie spędzamy czas. Wiem, że mogę na nich polegać - podkreśla.