Pożar trzeba było gasić śniegiem, bo na 20-stopniowym mrozie jeden wóz strażacki odmówił posłuszeństwa, a w drugim nie było wody. W sąsiedztwie remizy paliło się przez dwie godziny
Z informacji strażaków wynika, że pojazdy znajdujące się w remizie OSP w Neplach (gm. Terespol) nie mogą być przygotowane do zimowych akcji z użyciem wody, ponieważ wójt zabronił ogrzewania garażu – zaalarmował nas Łukasz Dragun, radny gminy Terespol.
7 stycznia w Neplach wybuchł pożar budynku gospodarstwa agroturystycznego, oddalonego zaledwie o kilkadziesiąt metrów od remizy OSP. Strażacy ochotnicy nie mogli jednak uruchomić autopompy w jednym z wozów, w drugim nie mieli wody.
– Ludzie zaczęli gasić pożar śniegiem – opowiada Grzegorz Reducha, który był świadkiem akcji, a w przeszłości dowodził OSP w Neplach. – Do tego zamarznięte były hydranty i wozy z innych jednostek, które później dojechały, brały wodę z rzeki Krzny – dodaje.
W sumie po dwóch godzinach akcji ogień stłumiono m.in. dzięki wsparciu jednostek JRG z Małaszewicz i OSP Krzyczew.
– Właściciel nieruchomości oszacował straty na ponad 20 tys. zł – mówi mł. bryg. Mirosław Byszuk, rzecznik komendy miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Białej Podlaskiej.
Dlaczego miejscowi strażacy ochotnicy nie poradzili sobie z pożarem? Obecny naczelnik OSP w Neplach Wiesław Kowalski tłumaczy, że to nowoczesna elektronika zawiodła.
– Od 40 lat jeżdżę w straży. Nie wiem, co się stało. Nie miałem jeszcze takiego incydentu. O mało zawału nie dostałem – opowiada naczelnik. Zapewnia, że ratowniczo-gaśniczy samochód Renault stoi w ogrzewanym boksie i nie ma mowy, by woda w nim zamarzła.
– Kiedy ja byłem prezesem OSP, dwa garaże były ogrzewane. Teraz ze względu na oszczędności wójt zakazał ogrzewania jednego z nich – zauważa Grzegorz Reducha, były prezes OSP.
– W remizie są dwa boksy i dwa samochody. Jeden to wóz pierwszego uderzenia, który wyjeżdża pierwszy do pożaru, a drugi to taka autocysterna do dowożenia wody – tłumaczy Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol. Twierdzi on, że to sami strażacy ochotnicy zaproponowali, aby ogrzewać tylko jeden garaż. – Powiedzieli, że ogrzewanie obu jest bez sensu, skoro rocznie mają zaledwie kilka wyjazdów, a w ostatnich latach większych pożarów nie było. Utrzymywanie dwóch samochodów w gotowości jest nieracjonalne – podkreśla Iwaniuk.
– Nie winię strażaków, oni przyjechali i chcieli gasić ogień, ale technicznie im się to uniemożliwia – obstaje przy swoim radny Dragun. – Gdyby nie inne jednostki i dostęp do Krzny... Co się stanie, gdy podczas kolejnego pożaru nie będzie większego zbiornika wodnego w pobliżu, a hydranty będą pozamarzane?