Dziki niszczą im uprawy, a odszkodowania są niewielkie. W poniedziałek w ramach protestu rolnicy wyjechali na drogi.
- Domagamy się, by koła łowieckie skutecznie zredukowały stale rosnącą populację dzika - mówi organizator protestu Adam Olszewski, rolnik z gminy Międzyrzec. - Potrzebne są też niezależne komisje do oceny wyrządzonych szkód. Tylko w ten sposób możemy uzyskać odpowiednie odszkodowania. Te które dostajemy, są symboliczne - tłumaczy. Dziki żerują głównie w ziemniakach oraz kukurydzy.
- Powoli jestem zmuszony do rezygnacji ze swojej specjalizacji ziemniaczanej - żali się Olszewski. - Obawiam się, że pewnego dnia wyjdę na pole, a tam już niczego nie będzie, tylko ślady po dzikach. W tym roku zwierzęta zniszczyły mu ok. 10 proc. upraw ziemniaków i nieco mniej pszenżyta. Jeszcze poważniejsze straty ma Piotr Zaniewicz z Rogoźnicy. - Z ponad 30-hektarowej uprawy kukurydzy zniszczonych zostało ok. 30 proc. To już na pewna kilka tysięcy złotych w dół - ocenia rolnik. - W tamtym roku zniszczenia sięgały kilku procent - przyznaje.
Pan Piotr próbował interweniować w kole łowieckim. - Przyjechali i powiedzieli, że jeżeli zwierzęta zniszczą mi 100 proc. kukurydzy, to wtedy wypłacą mi 220 zł za hektar. Tymczasem koszty szacuję na ok. 600 zł za hektar. Do tej pory nie dostałem żadnych pieniędzy - dodaje. Zdaniem rolników, nowe odmiany kukurydzy sprawiają, że lochy częściej rodzą młode. Chodzi o wysokoenergetyczną kukurydzę, która sprawia też, że coraz młodsze samice dzika rodzą młode, a u starszych mioty są większe niż zwykle.
- Kilka lat temu zaniechaliśmy jej uprawy, bo przestało się to nam opłacać. Rokrocznie niemal 80 proc. było zjedzone przez dziki. A odszkodowania raczej symboliczne - ocenia Kamil Korzeniowski spod Międzyrzeca Podlaskiego. W okręgu lubelskim średnia kwota waha się od kilkuset złotych do 1,2 tys. zł. Odszkodowania wypłacane są z funduszu Polskiego Związku Łowieckiego, który powstaje ze składek myśliwych. Nie otrzymują oni na to żadnych dotacji.
- Sytuacja rolników nie jest nam obojętna, jednak mamy ograniczone możliwości do interweniowania w tej sprawie - przyznaje starosta bialski Tadeusz Łazowski, który w poniedziałek spotkał się z protestujący na krajowej "dwójce”. Karty rozdaje tu Polski Związek Łowiecki. Na terenie powiatu bialskiego w 40 obwodach łowieckich działa 27 kół, w tym tylko osiem to koła lokalne.
Zdaniem Romana Laszuka okręgowego łowczego Polskiego Związku Łowieckiego w Białej Podlaskiej problem z dzikami nasilił się po wprowadzeniu obostrzeń w związku z wykryciem ognisk chorobowych afrykańskiego pomoru świń.
- Przez pół roku odstrzał dzików był wstrzymany - precyzuje Laszuk. Natomiast obecnie do 15 sierpnia ze względu na okres ochronny odstrzał loch też jest niemożliwy. Później odstrzał ma być zwiększony. - Na mocy ministerialnego rozporządzenia, pozyskiwanie tych zwierząt będzie większe nawet o 30 proc. - mówi Marek Michalik prezes koła łowieckiego nr 193 "Diana” w Stężycy, które dzierżawi obwód łowiecki koło Międzyrzeca Podlaskiego.
Po rozmowach z samorządowcami i przedstawicielami kół łowickich rolnicy zakończyli swój protest. - Liczymy, że po spotkaniu współpraca z kołami będzie lepsza. Oczekujemy też większego odstrzału dzików - powiedział na koniec Adam Olszewski.
Protest nie spowodował większych utrudnień w ruchu na krajowej dwójce. - Akcję rolników cały czas monitorowała policja - potwierdza Jarosław Janicki rzecznik bialskiej policji.
Plantatorzy spotkają się z ministrem Sawickim
- Rozmowy nie przyniosły żadnych rezultatów. Kontynuujemy naszą akcję - mówi jeden z organizatorów pikiety Marian Chwedoruk z gm. Konstantynów w pow. bialskim. Dalsze próby dialogu już we wtorek. - Pani wiceminister zaprosiła nas do ministerstwa do Warszawy. Tam spotkamy się również z szefem resortu Markiem Sawickim - dodaje rolnik z gm. Konstantynów. Jednym z głównych postulatów plantatorów jest wprowadzenie ceny minimalnej skupu owoców ustalonej w oparciu o koszty produkcji.