O wycieńczonych tygrysach, które w 2019 roku utknęły na przejściu granicznym w Koroszczynie mówił cały świat. W piątek przed Sądem Rejonowym w Białej Podlaskiej ruszy proces w tej sprawie. Na ławie oskarżonych zasiądzie pięć osób.
10 tygrysów z Włoch miało dotrzeć do ogrodu zoologicznego w rosyjskim Dagestanie, ale przewoźnicy nie dopełnili formalności i białoruskie służby celne postawiły szlaban na dalszą podróż. Ciężarówka zawróciła do Koroszczyna. I wtedy zaczął się dramat zwierząt, które przez kilka tysięcy kilometrów jechały w ciasnych klatkach, były oblepione własnymi odchodami i wygłodzone. Jeden z drapieżników wskutek zaczopowania przewodu pokarmowego padł.
W październiku ubiegłego roku lubelska Prokuratura Okręgowa skierowała do Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej akt oskarżenia. To 31 stron. W piątek rusza proces.
Oskarżeni to: rosyjski organizator transportu, dwóch włoskich kierowców i dwóch lekarzy weterynarii z Koroszczyna.
– Mogę tylko powiedzieć, że w 100 procentach czuję się niewinny i na taki wyrok uniewinniający liczę – mówi Jarosław N., graniczny lekarz weterynarii. W toku śledztwa prokuratura zawiesiła go w obowiązkach służbowych, ale od tej decyzji się odwołał i nadal pracuje w Koroszczynie.
Śledczy zarzucają jemu i drugiemu lekarzowi niedopełnienie obowiązków. Ich zdaniem, Jarosław N. wiedząc o długotrwałym transporcie tygrysów i o tym, że nie mają odpowiedniej dokumentacji, „zaniechał sprawdzenia ich stanu zdrowia i podjęcia działań, które mogłyby ulżyć ich cierpieniu”. Drugi lekarz, Eugeniusz K., podczas dwukrotnej kontroli weterynaryjnej, nie stwierdził uchybień w transporcie. Poza tym potwierdził zadowalający stan zwierząt „w sytuacji widocznego ich osłabienia, ran na ciele i ogólnej kondycji wskazującej na pogarszający się stan ich zdrowia”.
Obcokrajowców prokuratura obciąża zarzutem znęcania się nad zwierzętami. Chodzi m.in. o brak odpowiednich warunków w czasie transportu.
– To niewłaściwe klatki, które ograniczały swobodę tygrysów, nieodpowiednia ilość pokarmu i brak dostępu do wody – tłumaczyła w październiku prokurator Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Wszystkim grozi do 3 lat więzienia.
Przypomnijmy, że po tym jak tygrysy utknęły w Koroszczynie, Jarosław N. alarmował wiele instytucji i ogrodów zoologicznych o potrzebie udzielenia im niezbędnej pomocy. Chętnych nie było przez kolejnych kilkadziesiąt godzin. Dopiero później, na miejsce przyjechali pracownicy poznańskiego ZOO. I właśnie tam trafiły tygrysy, a później część z nich znalazła swój nowy dom w specjalnym azylu w Hiszpanii.