Wojsko zniszczyło drogi i pola w przygranicznych miejscowościach. Samorządy już od roku oczekują od strony rządowej rozwiązania tego problemu. Ale chętnych do podjęcia działań brakuje.
– Od lutego 2022 roku nic się nie działo w zakresie naprawy dróg – denerwują się samorządowcy. Powody do narzekania mają wójtowie wszystkich nadbużańskich gmin objętych, najpierw od września 2021 roku stanem wyjątkowym, a później „zakazem przebywania”. Tłumacząc to kryzysem migracyjnym, rząd ściągnął wtedy nad Bug rzesze strażników granicznych i żołnierzy, którzy mieli strzec polsko–białoruskiej granicy. I strzegli tak, że wojskowe pojazdy zniszczyły nie tylko gminne drogi, ale również pola i łąki. Specjalistyczne pododdziały wojsk inżynieryjnych miały co prawda to naprawiać, ale efekty w ogóle nie zadowoliły ludzi, bo wojskowi nie mieli odpowiedniego sprzętu. Zamiast równiarek używali fadromów, co wyżłobiło tylko większe koryta.
– Nic się nie zmieniło od momentu, gdy składaliśmy raporty o stanie dróg gminnych do wojewody lubelskiego. Infrastruktura została tak zniszczona, że sami nie damy rady, a żadnych pieniędzy na ten cel nie dostaliśmy – przyznaje Grażyna Kowalik, wójt gminy Hanna, gdzie zniszczonych jest 17 kilometrów dróg.
Temat ten wybrzmiał podczas styczniowego posiedzenia jednego z zespołów Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, które odbyło się w Urzędzie Gminy w Terespolu. Wójt Krzysztof Iwaniuk jest bowiem członkiem tej komisji.
– Obiecano nam wcześniej, że ten kto drogi zepsuł, ten je naprawi. Ale od roku nie możemy doczekać się jakichkolwiek decyzji. Dlatego musimy wyjść temu naprzeciw – uważa Iwaniuk. Oprócz posiedzenia, wójt postanowił zabrać przedstawicieli samorządów i strony rządowej, m.in. z MSWiA w teren, by zobaczyli, jak wygląda sytuacja.
– Chciałem pokazać, że sami sobie z tym nie poradzimy i pora potraktować to poważnie –zaznacza. Poza tym, zdaniem samorządowca państwo powinno wykupić pas gruntów przy samej granicy, by utworzyć tam drogę dojazdową. – Samochody wojskowe tak rozjechały te drogi, że nawet rolnicy swoimi ciągnikami nie mogli dojechać do pól – wskazuje Krzysztof Iwaniuk. Wcześniej, miał nadzieję, że w Rządowym Fundusz Rozwoju Dróg zostanie wyodrębniona specjalna pula na naprawę przygranicznej infrastruktury, ale tak się nie stało.
W nadbużańskiej gminie Kodeń jest podobnie.
– Wojsko dalej jeździ jak chce. Brakuje tu współpracy – uważa wójt Jerzy Troć. – Często niszczone były też drogi dojazdowe do posesji mieszkańców, którzy mieli później utrudniony wyjazd do szkoły czy pracy – dodaje Troć. W jego gminie do naprawy jest około 20 kilometrów dróg.
Pomysłów jak problem rozwiązać brakuje. W Terespolu był co prawda również wojewoda lubelski Lech Sprawka, który wysłuchał wójtów.
– Aby wypracować rozwiązanie problemu zniszczonych dróg na terenach gmin przygranicznych, wojewoda ponownie podjął rozmowy z wojskiem– informuje nas Agnieszka Strzępka, jego rzeczniczka. Tyle, że lubelski Urząd Wojewódzki już w ubiegłym roku przekazał wykaz potrzeb, zgłaszanych przez rolników i samorządy do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Wówczas oszacowano, że naprawa przygranicznych dróg na Lubelszczyźnie może kosztować 37 mln zł. Ale żaden resort nie odpowiedział, jaką formę przybierze wsparcie ani z jakiej puli będzie pochodzić.