15-letni Damian nie żyje, jego kolega Michał w ciężkim stanie trafił do szpitala. Prokuratura ustala jaką substancję zażyli i skąd ją wzięli gimnazjaliści z Biłgoraja.
We wtorek po południu w okolicach cmentarza żydowskiego na ul. Konopnickiej w Biłgoraju przejeżdżający tamtędy przypadkiem policjant po służbie zauważył dwóch chłopców. Jeden z nich leżał na ulicy. Policjant zatrzymał samochód, żeby sprawdzić co się stało. Wezwał pomoc i równocześnie rozpoczął resuscytację nastolatka. Być może tylko to go uratowało, bo policjantowi udało się przywrócić jego funkcje życiowe.
15-letni Michał śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego został przetransportowany do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie.
– Jego stan zdrowia lekarze określają jako stabilny – informuje sierż. szt. Joanna Klimek, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Biłgoraju. Sam szpital nie udziela informacji o stanie zdrowia chłopca.
Mniej szczęścia miał 15-letni Damian, który był w okolicach cmentarza z Michałem. – W chwili kiedy policjant ratował życie jego koledze nic nie wskazywało na to, że on również potrzebuje pomocy. Chłopiec poszedł do domu – mówi Marek Głowala, prokurator rejonowy w Biłgoraju.
Gimnazjalista wprawdzie dotarł do domu, ale tam zasłabł i stracił przytomność. Jeszcze tego samego wieczora został zabrany do szpitala w Biłgoraju. – Chłopiec mimo prowadzonej przez ponad godzinę reanimacji zmarł – dodaje Joanna Klimek.
– Chłopcy zażyli jakieś substancje, ale w tej chwili nie potrafimy jeszcze powiedzieć jakie – dodaje prokurator Głowala.
Śledczy wszczęli postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Damiana T. oraz narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia Michała M. Policjanci przesłuchują świadków, zabezpieczali też dowody rzeczowe. Na poniedziałek jest zaplanowana sekcja zwłok zmarłego chłopca. Dopiero jej wyniki dadzą odpowiedź na to, co było przyczyną jego śmierci.
Lekarze przyznają, że choć liczba zatruć dopalaczami wprawdzie zmniejszyła się w stosunku do roku 2015, to cały czas zdarzają się ciężkie przypadki.
– W tym roku mieliśmy już 200 takich pacjentów. To są substancje trujące, więc zdarzają się też przypadki śmiertelne. Najczęściej są to osoby w przedziale wiekowym od 14 do 25 lat – mówi Jarosław Szponar, kierownik Klinicznego Oddziału Toksykologiczno-Kardiologicznego w szpitalu wojewódzkim przy al. Kraśnickiej.
>>>