Niepełnosprawne dziecko ze specjalnego przedszkola przez prawie pół godziny błąkało się po ulicach miasta. Odpowiedzialna za nie opiekunka po stwierdzeniu zaginięcia nie wezwała policji, próbowała zamieść sprawę pod dywan
9 listopada dwie grupy dzieci z przedszkola przy podległym staroście Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w asyście pięciu opiekunek odwiedziły miejscową bibliotekę. Kiedy zakończyły zajęcia okazało się, że brakuje 6-letniego Dominika. Opiekunki zaczęły szukać go w pomieszczeniach biblioteki. W końcu ktoś sprawdził monitoring, z którego wynikało, że ubrany chłopczyk opuścił placówkę około godziny 10. Część opiekunek ruszyła na poszukiwania dziecka.
– Na maszerującego przez miasto Dominika zwrócił uwagę przejeżdżający samochodem pan Sławek, funkcjonariusz Straży Granicznej. Pobiegł za chłopcem, który wszedł do znanego mu sklepu – mówi pani Monika, matka Dominika.
Pan Sławomir zastał Dominika przy stoisku z zabawkami. Zapytał sprzedawczynie, czy go znają. Jedna z nich skojarzyła, że może to być syn pani Moniki. Pan Sławomir wezwał policję, wkrótce dziecko trafiło do mamy.
– Zanim jeszcze dowiedziałam się, że mój synek zaginął, Monika D., która była bezpośrednio za niego odpowiedzialna, próbowała mnie okłamać – mówi mama dziecka. – Myśląc, że wiem już, co się stało, zadzwoniła do mnie z informacją, że już wszystko dobrze i że Dominik jest bezpieczny. Kiedy zaskoczona zaczęłam wypytywać o szczegóły, wyjaśniła, że były z dziećmi w sklepie i Dominik im się zawieruszył. Tę samą wersję przekazała również dyrekcji szkoły.
Jak ostatecznie opiekunka tłumaczyła zajście matce 6-latka? – Nie zauważyliśmy wyjścia chłopca, stało się, no i co ja mam ci teraz powiedzieć poza słowem przepraszam? – skwitowała „przyciśnięta do muru”. Zapytana, dlaczego nie wezwała policji, odparła, że… nie miała telefonu.
Matka Dominika wystąpiła do dyrekcji SOSW ze skargą na osoby odpowiedzialne za zaginięcie chłopczyka oraz o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec Moniki D. Zastanawia się jeszcze, czy nie powiadomić też prokuratury.
– Po incydencie z Dominikiem wszczęłam wszelkie przewidziane w takich przypadkach procedury wyjaśniające – zapewnia Irena Dejer, dyrektor włodawskiego SOSW. – O zdarzeniu poinformowałam też kuratorium i organ prowadzący, czyli Starostwo Powiatowe we Włodawie. Ostatecznie Monice D. udzieliłam nagany z wpisaniem do akt, a pozostałe osoby towarzyszące dzieciom w wycieczce do biblioteki otrzymały upomnienia. Nie mam jeszcze informacji, czy kuratorium podejmie wobec Moniki D. postępowanie dyscyplinarne.
Dyrektor Dejer zapewnia, że jej podwładna do tej pory dobrze pracowała i była chwalona przez rodziców. Dementuje też pogłoski, że Monika D. etat zawdzięcza rodzinnym związkom z wysokim urzędnikiem starostwa. Przyznaje, że po incydencie przeniosła ją z przedszkola do pracy z młodzieżą i wbrew opinii kadry w jej placówce nie uważa, aby to był awans.
– Jeśli Monika D. popełniła błąd, to musi za niego odpowiedzieć jak każdy inny pracownik. W żaden sposób nie ma prawa liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową – mówi Andrzej Romańczuk, starosta włodawski.