

75 hektarów należących do Miasta Chełm trafi do otaczającej ją wiejskiej Gminy Chełm. Zdaniem prezydenta Jakuba Banaszka to polityczny sabotaż. Gmina przypomina, że umów i obietnic należy dotrzymywać. Chodzi o brak obiecanej rekompensaty finansowej oraz inwestycji na przejętych terenach.

Miasto Chełm i Gmina Chełm – dwa sąsiadujące samorządy, które łączy historia i infrastruktura, ale coraz częściej dzieli terytorium i wizja rozwoju. Decyzją rządu, 1 stycznia 2026 roku Gmina Chełm odzyska ponad 75 hektarów, które obecnie należą do miasta. Chodzi o ponad 30 ha przy budowanej drodze ekspresowej S12, prawie 38 hektarów w pobliżu linii kolejowej Warszawa-Dorohusk a także ponad 6 ha z częścią należącą do miejscowej cementowni.
Banaszek: To decyzja polityczna
Prezydent Chełma Jakub Banaszek nie pozostawia złudzeń co do swojej interpretacji sprawy. - To decyzja polityczna. Chodzi o osobisty stosunek rządu do mojej osoby i sukcesów miasta - mówi otwarcie. Podkreśla, że wbrew wcześniejszym planom i uzgodnieniom, miasto zostało pozbawione kluczowych terenów inwestycyjnych, które miały być fundamentem dla Euro-Parku, strefy ekonomicznej i nowych miejsc pracy. W jego ocenie, decyzja Rady Ministrów to cios w całe pogranicze, a Chełm jako miasto strategicznie położone, zmagające się z depopulacją i ograniczeniami inwestycyjnymi, został potraktowany niesprawiedliwie. - Inne miasta otrzymują tereny, nawet wbrew woli gmin. Tylko Chełm został cofnięty - zauważa Banaszek.
Gmina: Umów trzeba dotrzymywać
Tymczasem w gminie wiejskiej cała sprawa komentowana jest zupełnie inaczej. Jak czytamy w oświadczeniu jej władz, kluczowy problem to brak realizacji porozumienia podpisanego w 2021 roku. Miasto miało wypłacić rekompensaty za przejęte tereny, jednak, jak czytamy, mimo wielu monitów i prób współpracy, ze strony miasta nie padły żadne konkretne działania.
"Nie można brać, nie dając nic w zamian" - komentują lokalne władze. "Miasto nie tylko nie wypłaciło rekompensat, ale też nie zrealizowało żadnych obiecanych inwestycji" - dodają. W tej sytuacji, zdaniem gminnych samorządowców, decyzja o odzyskaniu części terenów była "nieunikniona i zgodna z duchem sprawiedliwości społecznej". Co więcej, jak podkreślają, wiele z przejętych terenów "wcale nie miało realnego potencjału inwestycyjnego". Były to m.in. obszary rolnicze i działające już instalacje, jak farma fotowoltaiczna czy obszary wykorzystywane przez Cementownię Chełm.
Miasto się kurczy. Radni podzieleni
Sprawa zbulwersowała chełmskich radnych – choć ich opinie są równie podzielone, co cały konflikt. Klub Radnych „Chełmianie” jednoznacznie wskazuje winę rządu i posłów Koalicji Obywatelskiej. Ich zdaniem, to cisza i brak sprzeciwu wobec rozporządzenia doprowadziły do osłabienia miasta. "Kiedy Chełm potrzebował jedności, górę wzięły polityczne uprzedzenia" - czytamy we wpisie klubu. Z kolei Koalicja Obywatelska odbija piłeczkę: "To prezydent nie dotrzymał porozumienia. Miał czas, dokumenty i wiedzę, a mimo to temat rekompensat został odłożony na półkę" - twierdzą radni KO.
Gdzie leży prawda? Gmina twierdzi, że próbowała rozmawiać, a miasto, że nie było na to przestrzeni. Obie strony mają swoją argumenty, ale faktem pozostaje, że Chełm część ziem straci, co pogłębi istniejące już spory w regionie. Pomiędzy obydwiemy jednostkami samorządu terytorialnego, współpracującymi w zakresie edukacji, kultury, czy dróg, pojawiła się nieufność. Jesienią Miasto Chełm zapowiada raport dotyczący relacji z Gminą i nowych planów rozwojowych. Gmina deklaruje dalszą gotowość do współpracy – ale tylko na jasnych zasadach.

