Bogusława i Stanisław D. od kiedy byli razem, mieszkali w ośrodkach dla bezdomnych. Ostatnio ona z dzieckiem w chełmskim „Monarze-Markocie”, on w Schronisku św. Brata Alberta. Po latach tułaczki zamieszkali w końcu pod jednym dachem. Mieszkaniec Chełma wydzierżawił im dom w gminie Kraśniczyn. W zamian za opiekę nad sędziwym ojcem.
– Nasi podopieczni sprawiają wrażenie, jakby na nowo się narodzili – mówi prezes Myka. – Mało że odmienili swoje życie, to w widoczny sposób także powierzone im gospodarstwo. Odwiedzaliśmy ich tam już kilkakrotnie i za każdym razem stwierdzaliśmy postęp.
Gospodarze schroniska wywianowali małżeństwo D. na ile ich było stać. Przekazali im lodówkę, trochę najpotrzebniejszych mebli, sprzętów gospodarstwa domowego i pościeli. Sami obdarowani też zakasali rękawy i zdążyli się już całkiem wygodnie urządzić. Zresztą codziennych zajęć w gospodarstwie im nie brakuje, a na wiosnę przyjdzie im jeszcze wyjść w pole. Do obrobienia czeka kilka hektarów żyznej ziemi. Co z tej ziemi wycisną po części będzie także ich.
Myka przyznaje, że podobnych prób wyprowadzenia jej podopiecznych z bezdomności było już kilka. Niestety, kończyły się one niepowodzeniem. Każdorazowo winny był alkohol. W schronisku mężczyźni potrafili się bez niego obywać. W warunkach samodzielności nałóg znowu brał nad nimi górę. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie inaczej. Jeśli małżonkowie D. wytrwają w roli odpowiedzialnych dzierżawców i opiekunów, będą mogli być przykładem dla innych.