Bezdomni już poczuli zimę. Zaczynają zgłaszać się do schronisk. Większość z nich jednak długo nie zagrzewa tam miejsca.
Chełmskie schronisko dla bezdomnych Monar-Markot przy ul. Kąpieliskowej jest przygotowane na przyjęcie 70 osób. - Już połowa łóżek jest zajęta - mówi Barbara Fijałkowska, kierownik schroniska. - Miejsca dla bezdomnych w ośrodku nie zabraknie. Jeśli będzie trzeba, dostawi się kilka łóżek.
Miejsc nie ma za to już w schronisku św. Brata Alberta. - Mamy 51 miejsc, a mieszkańców już 53 - mówi Marianna Myka, prezes chełmskiego koła Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta. - Mimo wszystko jesteśmy w stanie przyjąć jeszcze kilka osób. Choć miejsca już nie ma, nikogo nie zostawimy bez pomocy.
Największym zmartwieniem w schronisku jest brak zapasów na zimę. - Liczymy na pomoc mieszkańców miasta - mówi Myka. - Potrzebna jest nie tylko żywność, ale także ciepła odzież i buty.
O żywność nie martwią się za to w schronisku przy Kąpieliskowej. - Nasze spiżarnie są pełne, ale to nie znaczy, że nie mamy problemów. Brakuje opału. Mamy nadzieję, że dostaniemy choć kilka ton węgla - mówi Fijałkowska.
Mieczysław Maciejewski w monarowskim schronisku mieszka już pięć lat. - Tu mam lepiej niż w domu - mówi. - Czysto, dobre jedzenie. Oczywiście trzeba pracować, ale przecież nie ma nic za darmo.
Niestety, nie każdy bezdomny potrafi docenić to, co mu ośrodek oferuje. - Zdarza się, że przychodzą do nas ludzie i dziwią się, że będą musieli np. rąbać drewno czy sprzątać - dodaje Fijałkowska. - Uważają, że pomoc im się należy, bo są chorzy i nieszczęśliwi. Tacy długo u nas nie zagrzewają miejsca.
Nie tylko tacy długo nie mieszkają w schroniskach. Wielu rezygnuje z dachu nad głową, nie mogąc wytrzymać w abstynencji. - Tu mieliby jak w niebie - mówi Maciejewski. - Ale oni wolą wypić.
Do schronisk bezdomni zgłaszają się sami, ale często przywozi ich tam policja lub Straż Miejska. Funkcjonariusze w czasie mrozów przeczesują pustostany, opuszczone domy i kanały ciepłownicze. - Często po sygnałach od mieszkańców sprawdzamy właśnie takie opuszczone miejsca - mówi Henryk Marciniak, rzecznik prasowy chełmskiej policji. - Bywa że ludzie, których znajdujemy, są w fatalnym stanie. Wtedy odwozimy ich do szpitala.