Kierowca hondy śmiertelnie potrącił kolegę, z którym chwilę wcześniej bawił się na wiejskiej imprezie. Po wypadku zbiegł.
– Około godziny trzeciej nad ranem mąż wyszedł na podwórko za potrzebą – opowiada jego żona Zofia. – Wtedy usłyszał potężny huk. Wybiegł na ulicę, aby sprawdzić, co się stało. Po pozostawionych przez samochód śladach dotarł do miejsca, gdzie leżał 22-letni Adrian K. Sprawca wypadku odjechał.
Orzeł nie rozpoznał sąsiada, a zarazem chrześniaka swej żony. Chciał wrócić do domu po telefon, by wezwać policję, ale nadjechała jego znajoma i dała mu swoją komórkę. Wkrótce na miejscu pojawiła się też córka Orłów – znalazła na drodze but. Jak się okazało, należał do zabitego.
– To właśnie córka rozpoznała w leżącym mężczyźnie Adriana – dodaje pani Zofia. – Nie pozostało nam nic innego, jak sprowadzić mieszkającego w sąsiedniej wsi jego ojca.
Policjanci oznakowali miejsce, gdzie na Adriana K. najechało auto. Siła uderzenia była tak duża, że ciało ofiary znalazło się kilkadziesiąt metrów dalej. Ten dystans znaczyły ślady krwi. Wszędzie walały się też okruchy lamp samochodowych. Na poboczu zostało też boczne lusterko.
Uszkodzoną hondę sprawca wypadku pozostawił w przydrożnym rowie kilkaset metrów dalej. Z relacji świadków wynikało, że jechało nią kilka osób. Policjanci szybko dotarli do właściciela samochodu i jego potencjalnych pasażerów. To w sumie czterech mężczyzn w wieku od 17 do 24 lat. Wszystkich zabrali z domów w dwie godziny po tragedii. Wszyscy byli pijani. Zostaną przesłuchani, kiedy wytrzeźwieją.
– To najbliżsi koledzy Adriana – mówi jego cioteczna siostra. – Przecież on był z nimi na zabawie. Może nawet piwo razem wypili. Ja też tam byłam!
Sprawę bada policja. – Celem przesłuchań zatrzymanych ma być ustalenie, kto w chwili wypadku siedział za kierownicą – mówi Aneta Kokłowska-Wira, rzecznik chełmskiej policji. – Nie przesądzamy, że był to właściciel hondy.
Za spowodowanie śmiertelnego wypadku, ucieczkę z miejsca zdarzenia i kierowanie samochodem po pijanemu grozi mu kara więzienia do 12 lat.