(Mercury/Universal)
Rzecz nie w muzycznym stylu, bo w tym jego solowe dzieła bywają zbieżne z zespołowymi dokonaniami. Nie chodzi też o teksty piosenek, gdyż zarówno między 1978 a 1991 rokiem jak i od 1996 roku, kiedy opublikował pierwszą niefilmową płytę długogrającą podpisaną imieniem i nazwiskiem, śpiewający gitarzysta i piosenkopisarz uprawiał w swoich utworach coś w rodzaju storytellingu.
Sprawa jest ogólniejsza, bardziej zasadnicza. Ten wybitnie utalentowany muzyk i literat jako solista wydaje się tworzyć z innym nastawieniem – bez chęci przypodobania się jak największej liczbie słuchaczy, co było szczególnie wyczuwalne na nieznośnie komercyjnym długograju „Brothers in Arms”.
Na „Get Lucky”, szóstej pełnoprawnej solówce, Knopf najdalej odchodzi od zwyczajów panujących na szczytach show-biznesu. Sprawia wrażenie kogoś, kto gra i śpiewa dlatego, że ma coś ciekawego do zagrania i zaśpiewania, i lubi to robić. Nie ma tu ani jednego taktu czy wersu, który sprawiałby wrażenie stworzonego pod publiczkę. Wszystko tu brzmi prawdziwie.
Literacko szósty longplay 60-letniego artysty jest całkowicie zdominowany przez piosenkowy storytelling. Urodzony w Szkocji pół-Żyd, pół-Anglik śpiewająco opowiada fascynujące historie ze swojej młodości, przywołuje postaci – najczęściej prostych ludzi – które go zaintrygowały.
Towarzyszy temu wysmakowane, ale zarazem wyluzowane granie będące miksem delikatnego rocka oraz szkockiego i amerykańskiego folkloru.