Grasshopper
W poprzedniej powieści, "Największej przyjemności świata”, autor przeszarżował i dorzucił do tego sporą dawkę kobiecego infantylizmu i męskiej próżności, na granicy zwyczajnej głupoty. Nie do strawienia.
Ale w przypadku "Diabelskiej przypadłość” rzecz ma się zgoła inaczej. Granice dobrego smaku nie zostały przekroczone. Choć podstawowa receptura właściwie nie uległa zmianie.
Oto mamy doktora Waltera Festa, niemieckiego medyka, który specjalizuje się w eksperymentach na Żydówkach. To profesjonalista i perfekcjonista w swojej robocie - dla chwały Rzeszy i Hitlera. Bezwzględny i bezduszny - co zupełnie oczywiste w tym fachu, który uprawia w obozie koncentracyjnym.
Ale cały misterny mechanizm zimnego okrucieństwa bierze w łeb, gdy Fest spotyka młodą Żydówkę Karinę Blum. Mężczyzna zakochuje się bez pamięci. Ryzykując karierę, a nawet życie, ratuje piękną Żydówkę przed śmiercią i zabiera do siebie.
Rodzi się między nimi swoista więź; mieszanka namiętności, perwersyjnego uwielbienia, nienawiści i strachu. Powstaje wzajemne uzależnienie. Gdy Karina zostaje zamordowana, Fest - w geście rozpaczy i desperacji - dopuszcza się eksperymentu, który ma mu przywrócić ukochaną pod postacią ich córki...
Eksperyment się udaje i na świat przychodzi Maria, właściwa bohaterka "Diabelskiej przypadłości”. Piękna, zmysłowa, inteligentna, bezwzględna. I szalona.
Szaleństwo Marii poznajemy krok po kroku - od jej dzieciństwa w domu dziecka, po dojrzałe lata. Jest w tym szaleństwie coś wciągającego, nieprzewidywalnego, prowokującego pytania: Gdzie przebiega granica między rzeczywistością, a fantazją? Jak daleko zabrniemy w tej pokrętnej podróży, w którą zabrała nas bohaterka?
Mnie się ta podróż podobała. Zaczęła się od faszyzmu, przez komunizm, aż do czasów współczesnych. Nie nudziłam się i nie straciłam apetytu na kolejne książki Jacka Dąbały. Mam tylko nadzieję, że już według nowego przepisu.