Któż z nas nie chciałby napisać książki?! Ja na przykład bardzo bym chciała. Jako że talentu w tym kierunku mi jednak brak skupiam się na czytaniu tego, co napisali inni.
Jeśli jednak miałabym sięgnąć kiedyś po pióro napisać chciałabym książkę właśnie taką jak ta. Bo „Odkrywca z Wyspy Chios” jest tylko poniekąd książką o Krzysztofie Kolumbie. Książką aspirującą do odnalezienia odpowiedzi na pytanie, kim podróżnik naprawdę był, dlaczego słuchali go wielcy władcy oraz tego, czy w odkrywaniu Ameryki podążał śladem innych odkrywców, na co sugerowałoby fakt, iż dokładnie wiedział, kiedy udręczeni drogą marynarze mogą ujrzeć brzeg.
To jednak także książka o samym Molendzie i jego podróży śladami Kolumba. Podróży po książkach na jego temat (bibliografa jest doprawdy imponująca), ale i po rozsianych po całym świecie miejscach z Kolumbem związanych. Jakby na potwierdzenie tego, że był, widział i dotknął ich osobiście uśmiechnięta twarz autora jawi nam się na wielu zdjęciach ilustrujących pozycję. I takiej właśnie wyprawy z całego serca autorowi zazdroszczę.