Świat Książki
Prawie 600 stron poruszających historii ludzkich. 600 stron historii prawdziwych, które przeżywają fikcyjni bohaterowie. Bo nie wszystko można mówić.
Bo wydana właśnie po polsku książka rosyjskiej autorki jest mozaiką, zlepkiem, gobelinem utkanym z listów, ogłoszeń, zapisów rozmów, spotkań, dzienników, prasowych notatek. Dzięki tym paproszkom (od kilku wersowych po kilkudziesięciostronicowe) poznajemy ludzi i wydarzenia, które miały miejsce od czasów hitlerowskiej okupacji po 2005 rok. To nie jest „Gra w klasy” ale można wybrać sobie bohatera i za nim pójść w tekst. Albo pracowicie odszukiwać w nagłówkach rozdziałów dat i układać nagromadzone historie chronologicznie. Ale chyba lepiej się zdać na narratorkę, która uległa urokowi niezwykłego człowieka – Żyda, tłumacza w gestapo, potem partyzanta a na koniec zakonnika karmelitę, który stworzył pod Hajfą chrześcijańską wspólnotę.
Pierwowzorem tytułowego Daniela Steina jest Daniel Oswald Rufeisen (1922-1998). Narratorka pisze w jednym z książkowych listów, że dla niej ta historia zaczyna się w 1992 roku gdy Rufeisen wszedł do jej moskiewskiego domu i zebrani mieli wrażenie, że pod sufitem zatrzymał się piorun kulisty.
Lektura wymaga wysokiej czujności, bo przegląd postaci ich skomplikowane, zwykle tragiczne losy są trudne do śledzenia – przy tak fragmentarycznej strukturze tekstu. Na dodatek mamy do czynienia z historią i polityka dotycząca kilku narodów i kontynentów. Nie da się ukryć, że to wciągająca lektura, nie dająca czytelnikowi oddechu. Nie bez powodu krytycy porównują twórczość Ulickiej do Czechowa, Tołstoja czy Pasternaka. Bo ta autorka ma swoich wielbicieli w gronie fachowców. Ale i zwykłych czytelników. Sprzedaż książek tłumaczonych na 25 języków jest na to dowodem.
Prywatnie znalazłam dla siebie Ulicką z pięć lat temu, gdy do Lublina na Konfrontacje Teatralne przyjechał rosyjski Teatr Satyry na Wasilewskiej z „Rosyjskimi konfiturami” (które w Polsce niedawno reżyserowała Krystyna Janda). Autorkę sztuki reklamowano jako Czechowa w spódnicy, pisarkę, biologa i genetyka z wykształcenia.
W księgarni znalazłam 500 stronicowe tomiszcze – „Przypadki doktora Kukockiego”. Epicki rozmach robił wrażenie. Potem był „Szczerze oddany Szurik”. Teraz na półkę stawiam trzecią książkę. Zdecydowanie najpoważniejszą i dotykającą najboleśniejszych i najintymniejszych problemów bohaterów i w ogóle świata.
Właściwie każda z postaci krążących wokół Daniela Steina, który z Lolkiem Wojtyłą jadał w Watykanie kiełbaskę krakowską mogła by być powodem do napisania osobnej książki.
Na dodatek można się w czasie lektury poddać fali narracji lub śledzić w historycznych opracowaniach (lub dobijać się do Googli) jak to było ze śmiercią Icchaka Rabina, czy w mieście Emsk na Białorusi było getto i Żydzi, którzy z niego uciekli przeżyli dwa lata w puszczy organizując sobie tajną osadę itd., itd.
A wracając do lubelskich Konfrontacji – rok po „Konfiturach” ten sam teatr pokazał prapremierowo spektakl „Daniel Stein, tłumacz”. Bo książkę, którą teraz dostajemy do rąk – Rosjanie znają od 2007 roku.
Także więcej Ulickiej wokół nas niż nam się wydaje.
(agdy)