Tytułowa "Droga do Mandeli” to wieloletnie starania reportera o wywiad z człowiekiem, który mając swobodę wyboru zdecydował się poświęcić swoje życie dla sprawy. Z opowieści adwokata George'a Bizosa dowiadujemy się jak wyglądały lata Mandeli spędzone w więzieniu. Będąc nawet tam, wydawałoby się w sytuacji beznadziejnej, walczył o każdy możliwy drobiazg jak np. książki w bibliotece, czy okulary do czytania. O możliwość noszenia przez czarnych więźniów długich spodni Mandela walczył trzy lata. I wygrał.
W międzyczasie Jagielski poznaje i opisuje drugiego tytułowego bohatera swojej książki - popularyzatora trąbki zwanej wuwuzelą, króla południowoafrykańskich kibiców piłki nożnej - Freddiego "Saddama” Maake. W tej biografii to piłka nożna jest na pierwszym miejscu. Tu obserwujemy przenikanie się sportu z polityką i władzą.
"Droga do Mandeli” to także droga samego Jagielskiego do dziennikarstwa. Wspomnienie, kiedy w wieku 26 lat zawitał w hali dalekopisów Polskiej Agencji Prasowej. "Trzeba dotknąć, żeby wiedzieć o czym się mówi” - słowa usłyszane od jednego z fotoreporterów stają się jego zawodowym mottem. Z czasem podchodzenie do wydarzeń na wyciągnięcie ręki spowodowało stan hipnotycznego uzależnienia i sposobem na życie.
Dopiero po latach autor zaczyna powątpiewać w motto, którym się kierował. A jeśli nawet nie powątpiewać, to zastanawiać się, czy lata poświęceń, wyjazdy nie pozbawiły go czegoś ważniejszego? To w męskiej rozmowie z "Saddamem” o tym, czego w życiu dokonał, a co go ominęło, Jagielski stwierdza "Przynajmniej byłem bardzo blisko”. "A gdybyś nie był? Czy to by coś zmieniło?” - pyta "Saddam”. Reporter tylko wzrusza ramionami.