Rozpoczęcie nowego roku szkolnego już jutro, a kuratorium ma jeszcze 510 ofert pracy dla nauczycieli. Dyrektorzy szkół przyznają, że znalezienie chętnych jest coraz trudniejsze. Powód? Zbyt niskie zarobki.
W naszym województwie wciąż poszukiwanych jest 510 nauczycieli praktycznie wszystkich przedmiotów – od ogólnokształcących po zawodowe. Najbardziej potrzebni są jednak psycholodzy i nauczyciele specjalni. Wszystko dlatego, że od września w każdej szkole obecny ma być pedagog specjalny np. logopeda lub psycholog.
– W dużych miastach znalezienie dobrego pracownika jest na pewno dużo łatwiejsze. U nas jest z tym problem – mówi dyrektor szkoły podstawowej przy wschodniej granicy Polski. Prosi, by nie podawać nawet nazwy miejscowości. – Po pierwsze - brak kadry. To już nie jest tak, że szuka się nauczycieli z sercem. Szuka się kogokolwiek. A osób z uprawnieniami jest niewiele, bo cały nasz region się wyludnia. Kto może, ten wyjeżdża.
Kolejna problematyczną kwestią jest mała liczba godzin, które mają przepracować nauczyciele.
– W Lublinie, Zamościu, czy Chełmie nauczyciel może liczyć na cały etat. U nas to są tylko pojedyncze godziny. Nie mówię o połowie, czy ćwiartce etatu tylko o naprawdę symbolicznej liczbie – przyznaje nasz rozmówca. I dodaje: – Znalezienie kogoś nowego jest trudne, ale tak jest od dawna. Dlatego nie wpadam w panikę. Zawsze wakaty udało się pokryć, to i teraz się uda.
Praca dla nauczycieli
Szkoły w dużych miastach sobie radzą.
– Mieliśmy zmiany kadrowe i poszukiwaliśmy nauczycieli. W tej chwili bardzo cenni są nauczyciele matematyki, bo jest ich zbyt mało oraz językowcy. Szukaliśmy też m.in. nauczyciela geografii – wylicza Dorota Iwanicka-Przybysz, dyrektor VII LO w Lublinie, która wczoraj odebrała nominację dyrektorską. – Ten zawód wymaga poświęcenia, a ciągle jest za słabo opłacany.
– Ludzie, którzy wchodzą na rynek pracy i mogliby uczyć bardzo szybko rezygnują – słyszymy w innej lubelskiej szkole. – Wytrzymują rok lub dwa. Mówią, że swoją pracę lubią, ale nie są w stanie utrzymać swoich rodzin więc przechodzą do szkół prywatnych lub zwyczajnie zmieniają zawód. Dlatego problem będzie narastał jeśli nie będzie naprawdę znaczących podwyżek w oświacie. Już teraz sytuację ratują nauczyciele, którzy wciąż pracują mimo uprawnień emerytalnych. Gdy oni odejdą nastaną czasy, gdy dzieci nie będzie miał kto uczyć. I nie mówię o odległej przyszłości.