Biednych uczniów nie stać na rewolucję w sklepikach szkolnych – uważają dyrektorzy szkół z naszego regionu.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Od 1 września w szkołach można sprzedawać tylko zdrową żywność. Ze szkolnych sklepików, oprócz chipsów i batonów, zniknęły też kanapki z białym pieczywem i majonezem. Na stołówkach niemal nie używa się już soli, cukier zastąpił miód, jest też więcej ryb i cielęcina. Co na to uczniowie? Narzekają, że obiady są niesmaczne i nie chcą ich jeść. Ustawę krytykują też ajenci sklepików, którzy po rewolucji masowo rezygnują z ich prowadzenia. Dlatego Ministerstwo Edukacji Narodowej poprosiło dyrektorów szkół o opinie na temat reformy żywieniowej.
– W ubiegłym tygodniu trafiło do nas 1800 takich ankiet. Ich opracowanie zajęło nam kilka dni. Były to bardzo obszerne prace – przyznaje Anna Szczepińska, lubelska wicekurator oświaty.
Dyrektorzy szkół są zgodni – reforma jest niedobra i nieskuteczna. W ankietach piszą, że uczniowie obiady zostawiają nietknięte na talerzach. Jedzą natomiast batony, chipsy i drożdżówki, które przynoszą w z domu lub kupują w drodze do szkoły.
– Krytykują też to, że ustawa zrównała najmłodszych uczniów podstawówek z pełnoletnimi uczniami szkół średnich – zauważa kurator Szczepińska. – Tłumaczą, że w stosunku do osób w różnym wieku rozwojowym nie można stosować tych samych rozwiązań.
Dyrektorzy podkreślają też aspekt finansowy stołówkowej rewolucji. Zauważają, że wielu uczniów korzysta z dofinansowania obiadów z GOPS-ów i MOPS-ów. To, ile te instytucje dopłacają do posiłków, nie zostało zmienione.
– Tymczasem przygotowanie dań z dodatkiem miodu zamiast cukru, czy droższych mięs i ryb wiąże się ze znacznym podniesieniem kosztów takiego posiłku – mówi Szczepińska.
Na alarm biją też dyrektorzy specjalnych ośrodków szkolno-wychowawczych. Wielu uczniów uczęszczających do takich placówek wywodzi się z ubogich środowisk. Nie przywożą z domów żadnej wałówki, jedzą tylko to, co serwuje szkolna stołówka.
– W momencie kiedy dostają niesmaczne obiady rezygnują z ich jedzenia. W konsekwencji może to doprowadzić do niedożywienia i poważnych powikłań zdrowotnych – mówi Szczepińska.
Wyniki ankiet przesłane z 16 wojewódzkich Kuratoriów Oświaty będą analizować przedstawiciele MEN. W oparciu o nie prowadzone będą negocjacje z ministerstwem zdrowia. Szefowie resortów będą rozmawiać, jakie zmiany trzeba wprowadzić. Ustalą m.in. drożdżówki z jakimi dodatkami będą mogły wrócić do szkół. Negocjowana będzie także ilość dodawanej do obiadów soli.