

Ani węgiel, ani gaz w myśl unijnych dyrektyw nie są ekologicznymi źródłami energii. W Puławach postawiono na surowiec wydobywany w pobliskiej kopalni na Lubelszczyźnie. Nowy kocioł kosztował ponad miliard złotych, ale nadal nie pracuje. Europosłanka Marta Wcisło z PO chce ukarania winnych.

Przed laty, w czasach pierwszego rządu Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, ówczesne władze Zakładów Azotowych w Puławach zmierzały do budowy nowej elektrowni gazowej o mocy 400 MWe. W tym celu powołano spółkę, tworzono koncepcje, finansowano analizy, wynagrodzenia itd. Z racji niewielkich, własnych złóż gazu, surowiec dla puławskiej energetyki miał pochodzić z importu. Głównie z Rosji, co wtedy nie było tak kontrowersyjne, jak dziś. Argumentem za gazem, poza nieco czystszą technologią, miały być m.in. dochody ze sprzedaży nadmiarowej mocy energii elektrycznej do sieci, gdyż same puławskie Azoty, 400 MW nie potrzebowały.
Ruski gaz kontra lubelski węgiel?
Gdy władzę w kraju objął PiS, jego politycy jak mantrę zaczęli powtarzać takie słowa jak dywersyfikacja i niezależność energetyczna. Perspektywa zwiększenia dostaw ze wschodu dla nowej elektrowni w Puławach do nowej polityki rządu zdawała się nie pasować (Baltic Pipe, czyli rurociąg do złóż norweskich otwarto dopiero w 2022 roku). Z kolei nowi menedżerowie z branży chemicznej uznali, że bardziej od zarobków ze sprzedaży prądu, potrzebują pewnych dostaw surowca i pary technologicznej. Jednym słowem - nowego kotła na węgiel od Lubelskiego Węgla Bogdanka. Wadą tej opcji były rosnące koszty związane z polityką europejską, zwłaszcza w kontekście "Zielonego Ładu". Zaletą - nieco niższy koszt od budowy całkiem nowej elektrowni od zera (green field).
Klamka zapadła
Dyskusje ostatecznie ucięto w roku 2019, kiedy Azoty postawiły na węgiel, a dokładniej - nowy blok o 100 MWe i 300 MW ciepła - oparty o to paliwo, który miał umożliwić wyłączenie dwóch najstarszych i najmniej ekologicznych kotłów, jeszcze z lat 60-tych. Jak podkreślano, mimo tego, że chodzi o węgiel, łączna ilość zanieczyszczeń miała być nawet nieco niższa, niż w przypadku dużej elektrowni gazowej. Wskazywano również na pewność dostaw surowca z powiatu łęczyńskiego itp.
- Budowa nowego bloku opartego o węgiel kamienny jako paliwo lokalne zapewni bezpieczeństwo energetyczne spółki w długim horyzoncie czasowym - mówił 6 lat temu ówczesny prezes ZA, Krzysztof Bednarz, biorąc udział w uroczystości z okazji podpisania umowy z wykonawcą, Polimexem Mostostal.
Krocząca katastrofa
Tego, co wydarzyło się później, nikt się nie spodziewał. Najpierw uderza covid oraz idące za nim mrożenie światowej gospodarki, trudności z pozyskiwaniem pracowników, globalny lęk, na który niedługo później nakłada się pikujący wzrost cen gazu. Ten "Puławom" potrzebny jest przede wszystkim do celów produkcyjnych. Branża chemiczna i nawozowa w Europie zaczyna drżeć w posadach. Na sam koniec Rosja atakuje Ukrainę, a Unia Europejska swoje energochłonne branży dusi coraz bardziej ambitnymi celami klimatycznymi.
Na tym nie koniec. Węglowa inwestycja od początku ma pecha, zbiera opóźnienia, nieudają się rozruchy, dochodzi do awarii. Napięcia pomiędzy zamawiającym, a wykonawcą rosną. Azoty zaczynają naliczać kary za zwłokę, spór trafia do sądu. I gdy zaczyna wydawać się, że jeszcze tylko kilka miesięcy, ostatnie testy i czekać nas przecinanie wstęgi - dochodzi do najgorszego. Pd koniec zeszłego roku Polimex przy 99-procentowym zaawansowaniu robót, rezygnuje i schodzi z placu budowy.
Europa, Europa
Dzieje się tak już w czasach nowego menedżmentu Grupy Azoty, po objęciu władzy centralnej przez polityków Koalicji Obywatelskiej. A więc opcji niechętnej węglowi jako takiemu, a w połączeniu z decyzjami z czasów PiS-u - niechętnej tym bardziej. Główny argument - cała Europa odchodzi od węgla, ratujmy klimat, zamykajmy kopalnie itd. A co puławskimi Azotami? Wydawało się, że po wydaniu 1,2 mld złotych, na zmianę koncepcji już nieco za późno, ale faktem jest, że nowy blok nadal nie działa.
Wcisło domaga się rozliczeń
Politycy obecnej opcji rządzącej winę za ten impas chcą zrzucić na swoich poprzedników. Prym w próbach postawienia pisowskich menadżerów na ławie oskarżonych wiedzie lubelska europosłanka PO, Marta Wcisło.
- Ponad miliard złotych - tyle pisowski zarząd puławskich Azotów utopił w inwestycji, która do dziś nie pracuje. Dwieście milionów strat od zamrożonego kapitału. A jakby tego było mało przyznali sobie po 500 i po 600 tys. premii. W tej sprawie składam dzisiaj zawiadomienie do Prokuratury Krajowej. Świadomie wyrządzili spółce szkodę wielkich rozmiarów i muszą ponieść za to konsekwencje - poinformowała podczas dzisiejszego spotkania z mediami oraz na platformie X, lubelska polityczka.
Zdążą przed wygaszeniem?
Warto dodać, że według Brukseli, gaz ziemny jako paliwo kopalne nie jest uznawany za zielone źródło, a jedynie rozwiązanie przejściowe. Celem "zielonego ładu" ma być przemysł oparty na źródłach odnawialnych oraz całkowita rezygnacja - zwłaszcza z węgla. Tym samym decyzja poprzednich władz spółki ewidentnie szła w kontrze do całej unijnej polityki klimatycznej. Na jej bazie zamknięcie (w przyszłości) czeka również "Bogdankę", co skomplikuje proces dostaw węgla do Puław. Może się zatem okazać, że Azoty ten ponad miliard złotych wydały na produkt o dojść ograniczonej czasowo "przydatności do spożycia". Pozostaje jedynie nadzieja, że uruchomienie bloku nastąpi jeszcze przed decyzją o jego wygaszeniu.
Zobaczcie jak PiS-owski zarząd puławskich Azotów niszczył Spółkę 👇. Dzisiaj składam w tej sprawie zawiadomienie do Prokuratury Krajowej. pic.twitter.com/bB3s8hkIqb
— Marta Wcisło (@WcisloMarta123) June 30, 2025
