Do wygrania mieliśmy cztery najnowsze gry z serii The Settlers. Serii kultowej i z bardzo długa tradycją, stąd w waszych recenzjach nie brakowało wspomnień o Amidzie, dyskietkach i potężnych maszynach z Pentium 166 MHz.
The Settlers II
Swoją przygodę z grą The Settlers zaczęłam w 1994 roku, dokładnie rok po tym jak wyszła pierwsza część Osadników. Grałam wtedy na Amidze 500. Miało to swój urok, którego nie zabrakło również wtedy, kiedy w 1996 roku przeniosłam się na PC-ta i mój czas pochłonęła druga część owej gry, o której chciałabym teraz napisać.
Settlers II to gra strategiczno – ekonomiczna stworzona przez niemiecką firmę Blue Byte. Za zadanie mamy rozbudować osadę, zdobywać pożywienie i surowce potrzebne do jej funkcjonowania. Tworzymy również armię, która broni naszej ziemi i podbija inne, nowe. Mamy jedną kampanię, która składa się z dziesięciu misji, a prócz tego osiemnaście pojedynczych misji.
Gra jak na te czasy ma niewielkie wymagania: PC Pentium 166 MHz, 32MB Ram, Win 95/98. Teraz możemy się już tylko z tego śmiać, jednak kiedyś była to nie lada machina.
Tak naprawdę ciężko ocenia się grę, która wyszła ponad kilkanaście lat temu. Wiadomo: technologia idzie bardzo szybko do przodu, wszystko się zmienia. Jednak gra Settlers II wciąż pozostanie najbliższą memu sercu. Dlaczego? Bo do tej pory ma swój klimat, potrafi wciągnąć na długie godziny, można się nią zadowolić na wiele jesiennych dni. Nigdy tak naprawdę się nie nudzi. Jest to gra ponadczasowa. Przez kolejne lata firma wydała co prawda jeszcze kilka jej kontynuacji, mimo że osobiście wszystkie w pewien sposób lubię to jednak uważam, że nie mają "tego czegoś” co ma część druga.
Wielu rzeczy im tak naprawdę brakuje. Brakuje tych śmiesznych dźwięków, okrzyków górników, kiedy znajdują jakiś surowiec, gołąbka na gałęzi w roli posłańca z nowymi wiadomościami, prostej a mimo wszystko przyjemnej dla oka grafiki oraz nieskomplikowanej rozgrywki.
Według mnie druga część gry jest bardziej intuicyjna niż inne części, rozgryzienie wszystkiego nie zajmuje dużo czasu, dzięki czemu mamy go więcej na przyjemności i wciągnięcie się w rozgrywkę. W nowszych częściach człowiek musi się dużo zastanawiać, co niektórym w pewnym stopniu zakłóca rozrywkę z samej gry. A zakłóca ją właśnie dlatego, że ma to być oderwanie się od codzienności, proste i przyjemne. Zanim w "następczyniach” to nastąpi, potrafi minąć trochę czasu, co niekiedy zniechęca.
Jedyne, co w pewnym stopniu mnie rozprasza to nieporęczne przesuwanie kursorem po mapie, wydaje mi się, że kursor za szybko "chodzi” i czasem nie można za nim nadążyć. Grafika jak na tamte czasy jest naprawdę dobra i zadowalająca, pamiętam kiedy pierwszy raz zobaczyłam grę byłam pod wielkim wrażeniem. To pierwsza strategia, w jaką kiedykolwiek grałam i jedna z niewielu, do których stale wracam. Mówiąc szczerze do tej pory nie przeszkadza mi graficznie, mimo że dzisiejsze gry są tak bardzo rozwinięte pod tym względem. Jednak w wielu z nich nie odnajduję tego co w Settlersach II. I na wiele z nich szkoda mi zwyczajnie w świecie czasu.
Wiem, że być może dzisiejsza młodzież zaśmiałaby się czytając to, co piszę gdyby zobaczyła grę. Wiem, że być może dla niektórych to kpina wracać tak daleko wstecz, skoro tyle nowego, tyle pięknego powstało przez ten czas. Ale wiem też, że wielu z Was włączając grę, po krótkim czasie odczułaby chociaż część tego co ja czuję w tej chwili. Dostrzegłaby magię i prostotę, które chwytają za serce i bardzo mocno przyciągają, nie zraziłaby ich pixelowata grafika, ani mniej rozbudowana kampania niż w nowszych częściach.
"Veni, Vidi, Vici” ("Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem”) chciałoby się rzec, jednak z pewną małą zmianą – "Kupiłam, zobaczyłam, pokochałam”, grę która zasłużyła na miano klasyka i na całe życie wryła się w moją pamięć.
The Settlers
The Settlers to gra, która zrewolucjonizowała świat gier komputerowych. Sprawiła, że gry strategiczne, a w szczególności ekonomiczne weszły w inny wymiar, wskoczyły na inną płaszczyznę. Niektórzy uważają ją za tytuł niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju, który niejako rozpoczął nową erę gier, w których gracz musi gospodarnie zarządzać swoim państwem i dowodzić podwładnymi. Inni przypisują grze aspekt kultowy, a jeszcze inni skrycie nienawidzą i nie dostrzegają w tej pozycji niczego nadzwyczajnego... Jak to jest naprawdę?
Od strony audio-wizualnej The Settlers przedstawia się wyśmienicie. Graficznie wszystko jest bajecznie kolorowe. Animacja także stoi na wysokim poziomie, co przecież w grze strategicznej nie jest tak istotne. Autorzy wyszli z założenia, że skoro gracz spędzać będzie przed monitorem całe godziny, obserwując jak rozwija się jego państwo, niech chociaż nacieszy wzrok ruszającymi się liśćmi drzew, drapiącymi się po głowach tragarzami, ścinanymi drzewami, dymem z kominów, taplającymi się w błocie świnkami itd.
Szkoda tylko, że nie występuje coś takiego jak pory roku lub chociażby jakieś zróżnicowanie scenerii (na przykład inne drzewa na różnych mapach lub kolor trawy), a może nawet, niczym z Populousa, jakieś zdarzenia losowe typu trzęsienia ziemi czy pożary. Muzycznie nie jest inaczej. Możemy wybrać, czy chcemy w trakcie gry posłuchać muzyki, czy efektów dźwiękowych. Zarówno to pierwsze, jak i drugie wymaga osobnego omówienia.
Muzyka w trakcie gry to jeden moduł muzyczny podzielony na kilka różnych utworów. Spokojne, klimatyczne tematy zachęcające do eksploracji świata Settlersów, które z całą pewnością przypadną wielu do gustu. Z kolei efekty dźwiękowe, to cały smaczek toczącego się w krainie życia: chrumkanie świnek, dźwięk kosy żniwiarza, odgłos kutego żelaza, piłowanego drewna.
Co ciekawe, słyszane dźwięki uzależnione są od tego, co aktualnie dzieje się na ekranie. Jeżeli centralnie na ekranie znajduje się drwal ścinający drzewo, słyszymy stosowny odgłos, lecz gdy tylko przesuniemy się z widokiem nieco na lewo, wówczas znacznie ściszony odgłos drwala usłyszmy w prawym głośniku. I tak dalej, w miarę eksploracji tętniącego życiem świata.
Oczywiście nie ma nic za darmo. Dźwięki i muzyka wymagają specjalnej konfiguracji sprzętowej, a konkretnie pamięci Chip. Aby rozkoszować się zarówno muzyką jak i maksymalną ilością efektów dźwiękowych, wymagane jest posiadanie 2 MB pamięci! Przy mniejszej ilości pamięci Chip, muzyka jest niedostępna (i jest czego żałować), a efekty dźwiękowe zostają okrojone (gra podaje jaki procent efektów dźwiękowych jest dostępny). Warto też zauważyć, że od ilości dostępnej pamięci zależy rozmiar niektórych map, na których toczy się gra.
Gra zajmuje 3 dyskietki z czego na pierwszych dwóch znajduje się wprowadzenie. Na ostatniej jest gra właściwa. Grę można od razu uruchomić z dysku trzeciego oszczędzając czas. Osoby posiadające dysk twardy z całą pewnością skorzystają z funkcji instalacji gry (można także skorzystać z WHDLoad).
The Settlers: Narodziny Imperium
Czasy, w których nieustraszeni pionierzy wyruszali w głąb nieznanych lądów, by pośród gęstej puszczy zbudować sobie nowy dom, odeszły bezpowrotnie. Jednak w świecie gier komputerowych czas nie stanowi bariery, dlatego nadal możemy czynić sobie podaną dziewiczą ziemię, choć teraz już tylko wirtualnych krain. Dla tych, którzy marzą o wzniesieniu od zera własnej osady i uczynieniu z niej kwitnącego miasta, panowie z Blue Byte pozbijali kolejną część The Settlers: Narodziny Imperium. Czy formuła Osadników jest jak wino, im starsza tym lepsza? Sprawdźmy...
Osadnicy to seria znana ze swojej konserwatywności. Każda kolejna odsłona jest w istocie remake'iem jedynki i dlatego nie uświadczymy tu żadnych rewolucyjnych zmian. Pewne elementy dochodzą, inne wypadają. Oczywiście nowe odsłony wzbogacają rozgrywkę, ale podstawowa mechanika pozostaje niezmieniona.
Piramida potrzeb
W Narodzinach Imperium, przed rozpoczęciem budowy osady, mamy już gotowe trzy podstawowe budynki: zamek, magazyn oraz katedrę. Schemat rozbudowy jest dość liniowy i ulega drobnym korektom w zależności od misji. Każdy budynek można ulepszać, tak by pracowało w nim więcej robotników i by mogli szybciej dotrzeć do magazynu. Ogólny schemat rozwojowy polega na tym, że w zamian za produkowanie dóbr musimy zaspokajać różne potrzeby osadników.
Wraz ze wzrostem możliwości produkcyjnych osady pojawiają się nowe potrzeby. Potem zatroszczyć należy się o żywność, bez której nasi robotnicy nie chcą pracować. Tutaj pojawia się pierwsza alternatywa. Żywność możemy uzyskać na różne sposoby: dziczyzna, ryby, mleko i zboże. I tak na przykład zasoby dziczyzny są dostępne cały rok, a ryby z kolei nie sposób złowić, gdy zimą zamarzną łowiska. Gdy uda nam się w wystarczający sposób zaspokoić bieżące potrzeby, otrzymujemy możliwość awansowania naszego rycerza (postać, która reprezentuje nas w grze) do wyższej godności, która rozszerza nasze możliwości budowy, ale i wprowadza do gry nowe, wyższe potrzeby.
Zgodnie z tradycją
Kampania dla jednego gracza składa się z 16 misji, które podzielone są na liczne zadania. Fabuła nowych Settlersów nie jest jakaś porywająca, ale dobrze spełnia swoją funkcję. Zgodnie z tradycją serii świat osadników jest trochę dziecinny i przerysowany. Postacie mają karykaturalne proporcje, a ich dialogi są pełne zabawnego patosu. Przed każdą misją odbywa się odprawa, podczas której możemy wybrać reprezentującego nas rycerza. Mamy do dyspozycji: uzdrowicielkę, rycerza, kupca, barda, najemniczkę i nomada.
Każdy rycerz posiada umiejętność pasywną (np. wyższe zyski w handlu, niższy koszt budowy budynków) i aktywną (np. uzdrawianie chorych, rozdawanie żywności). Prócz stosowania swoich unikalnych zdolności rycerze potrafią walczyć, zdobywać nowe terytoria, handlować i wypełniać zadania fabularne. Wprowadzenie do serii bohaterów przydaje rozgrywce nieco RPG-owy charakter i pozwoliło bardziej urozmaicić zadania. Zdecydowana większość misji sprowadza się do wzniesienia miasta od zera i niestety nie unikniemy dość żmudnego stawiania podstawowych budynków (szkoda, że tylko jedna misja pozwala nam zacząć od już gotowego, acz podupadłego miasta).
Najczęściej występują zadania dostarczenia lub zebrania określonej ilości danego surowca (drewno na budowę palisady, żywności dla głodującej wioski) czy obrony jakiejś sprzymierzonej osady. Zdarzają się też perełki: cała misja z organizowaniem turnieju rycerskiego, zadanie zebrania zagubionych owieczek, czy oswobodzenia uwięzionych bohaterów.
Osadnicy chwytają za co popadnie
Pora powiedzieć coś o rzemiośle wojennym. Otóż aspekt militarny nowych Osadników nie jest zbyt rozbudowany (ani realistyczny, jak zresztą cała gra). Jeśli chodzi o obronę miasta, to możemy wznieść drewnianą palisadę lub kamienny mur. Na murach można umieścić łuczników, w bramach można zamontować pułapkę. Jeśli chodzi o jednostki wojskowe to mamy tu tylko dwa rodzaje: mieczników i łuczników. System zajmowania nowych terytoriów jest tutaj bardzo umowny.
Neutralne regiony zajmujemy stawiając wieże, obce przez zajmowanie już istniejących. Wojsko nie może atakować cywilów, a ci gasić mogą płonące budynki. Skuteczność naszego wojska w bitwie zależy od reputacji miasta. Reputację można podnieść przez wygłaszanie w katedrze kazań (co przynosi też zyski w postaci datków) oraz organizowanie festynów na rynku (trochę kosztują, ale spełniają też funkcje matrymonialne – osadnicy poznają tam przyszłe żony, które zwiększają ich wydajność, przejmując na siebie niektóre obowiązki).
Co w osadzie piszczy
Oprawa audiowizualna stoi na wysokim poziomie. W pełni trójwymiarowy silnik pozwala bardzo przybliżyć się do akcji (na rolce myszki). Mamy też możliwość śledzenia poczynań mieszkańca wybranego budynku. Postacie naszych podopiecznych są ładnie animowane. Lokacje są pełne dzikich zwierząt i zmieniają się w zależności od pory roku. Cztery różne strefy klimatyczne wprowadzają dużą różnorodność do wyglądu świata. Przedstawione krajobrazy są pełne różnego rodzaju smaczków. Interfejs jest rozbudowany, ale funkcjonalny i przeźroczysty. Jeśli chodzi o dźwięk, to nie ma się do czego przyczepić. Muzyka jest zróżnicowana i miła dla ucha (w czasie festynów usłyszymy folk, nie objedzie się też bez muzyki klasycznej). Gra została w pełni spolonizowana, a polscy lektorzy dobrze wczuli się w swoje role (no może prócz głosu złodzieja).
Osada mlekiem i miodem płynąca
Podsumowując: Narodziny Imperium są bardzo udanym tytułem, godną kontynuacją zacnej serii. Gra starcza na bardzo długo. Kampania jest ciekawa i zajmuje do końca. Niektórzy mogą narzekać, że brak tutaj jakiś rewolucyjnych nowości, ale nie sądzę, by można bezkarnie mieszać w sprawdzonej formule. Może Osadnicy nigdy nie sięgają szczytu strategicznej grywalności, ale zachowują niezmiennie swój własny styl. Nowych Settlersów szczególnie polecam młodszym, początkującym czy okazjonalnym adeptom strategii, którzy z radością poświęcą długie godziny na wznoszenie miasta wśród głuszy.
Tu mniej do czytania, a więcej do oglądania
Zwycięzcom gratulujemy, a nagrody wyślemy poczta na adres podany w mailu.
A wszystkich zapraszamy do konkursu, w którym do zdobycia mamy dwie bardzo mroczne, postapokaliptyczne gry prosto z moskiewskiego metra: METRO 2033