Sukces oscarowy filmu "Ida” wywołuje zrozumiałe emocje, bowiem żaden dotąd film zrealizowany przez Polaka, poza Romanem Polańskim, który w 2002 roku otrzymał Oscara za reżyserię "Pianisty", takiego wyróżnienia nie dostąpił.
Stoi za nią południowoafrykański producent Eric Abraham z Kapsztadu, od lat mieszkający w Londynie, gdzie ma swoją firmę producencką Portobello Pictures. Jego ojciec był węgierskim Żydem, który cudem uniknął Holocaustu.
Nim zajął się produkcją filmową, był znanym dziennikarzem i obrońcą praw człowieka zwalczającym apartheid w RPA. Za co otrzymał wyrok.
W 1997 roku wyprodukowany przez niego czeskojęzyczny film "Kolia” w reżyserii Jana Svěráka dostał Oscara dla najlepszej produkcji obcojęzycznej. Abraham dostrzegł potencjał scenariusza i doprowadził do realizacji obrazu.
Podobnie było w przypadku "Idy”. Abraham sfinansował napisanie scenariusza filmu. Zrobiła to znakomita brytyjska scenarzystka, przedtem aktorka, Rebecca Lenkiewicz. Potem do współpracy nad scenariuszem włączył się także sam Paweł Pawlikowski.
Muzykę filmu napisał znakomity duński kompozytor i projektant dźwięku Kristian Eidnes Andersen, znany m.in. z muzyki do filmów Larsa Von Triera (w tym do "Antychrysta”, Melancholii” i "Nimfomanki”).
Po stronie polskiej producentem wykonawczym mającym wyrazisty wpływ na powstanie "Idy” był łódzki "Opus” Piotra Dzięcioła i Ewa Puszczyńska.
Sukces filmu cieszy. Jednak maniera zdecydowanej większości mediów, prezentujących go wyłącznie jako film polski przeczy po prostu prawdzie. Tak jak i robienie na siłę z Pawlikowskiego "polskiego filmowca”, kiedy on wyjechał znad Wisły jako czternastolatek i z żadną edukacją poza szkoła podstawową nie miał w Polsce do czynienia, a kina uczył się na Wyspach Brytyjskich.
Być może ludzie o tak skomplikowanych życiorysach i po wyjeździe z Polski mogą robić prawdziwie polskie filmy oscarowe. Nawet kiedy współtworzy je międzynarodowe grono artystów i producentów.