"Przez kilka dni namawiały mnie na wywiad, a ja w sposób dość oględny odmawiałem, gdy zaś nie ustawały w namolności, po jakimś czasie zażartowałem" - tak Janusz Palikot tłumaczy się z SMS-a, w którym zaproponował dziennikarkom Rzeczpospolitej spotkanie nago.
Kontrowersyjny poseł tłumaczy na swoim blogu, że chciał po prostu uniknąć spotkania dziennnikarkami Rzeczpospolitej, "w której jeszcze nigdy nic nawet neutralnego na jego temat nie napisano".
Z blogu Palikota: Poczucie humoru, PiS i ,,Rzeczpospolita”
"Scenę polityczną w Polsce można skutecznie podzielić na polityków i stronnictwa posiadające poczucie humoru i dystans do siebie oraz na takich, którzy tego dystansu i poczucia humoru nie mają. W tym sensie po jednej stronie są: PO, Lewica i PSL, a po drugiej PiS" - pisze na wstępie Palikot.
"To, co dotyczy polityków przekłada się też na komentatorów, w tym szczególnie na dziennikarzy. Po jednej stronie mamy pełnych ironii, sarkazmu i dowcipu oraz poszanowania dla ludzi o odmiennych poglądach, a po drugiej zaciekłych obrońców zasad, moralistów i inkwizytorów. Z jednej strony Rymanowski, Najsztub, Żakowski i Paradowska, z drugiej Wildstein, Zaremba, Semka i większość dzisiejszej "Rzepy”. Choć są i tacy, jak Mazurek, ukąszeni przez IV RP, a jednak z poczuciem humoru."
Poseł Palikot twierdzi, że doskonale to widać na przykładzie słynnego już od rana, sms-a do dziennikarek z redakcji "Rzeczpospolitej”.
"Przez kilka dni namawiały mnie na wywiad, a ja w sposób dość oględny odmawiałem, gdy zaś nie ustawały w namolności, po jakimś czasie zażartowałem, wysyłając sms-em tekst: tak, zgadzam się na rozmowę, ale pod warunkiem, że wywiad będzie dotyczył wyłącznie moich złych cech charakteru (bo i czego mam się spodziewać po "Rzepie”, w której jeszcze nigdy nic nawet neutralnego na mój temat nie napisano - samo zło). Oczywiście potraktowały to serio, jako zgodę na wywiad i domagały się ustalenia konkretnego terminu. W tej sytuacji zaproponowałem im, że w czwartek o godzinie 18, ale pod warunkiem, że "nago - w miejscu publicznym! - i po dwóch butelkach wina”. "
"Sądziłem, że nie ma zmiłuj, muszą zrozumieć, iż rozmowy nie będzie, że do pań dziennikarek wreszcie to dotrze. Tym bardziej, że nie chodziło im o zwykły wywiad ze mną, lecz o próbę wyciągnięcia informacji o jakichś tajemnych warunkach porozumienia PO z SLD. Oczywiście, mogłem się spodziewać, że moją propozycję potraktują serio i że nagość wraz z dwiema butelkami wina staną się od tej pory standardem w naszych relacjach z "Rzeczpospolitą”... Nie przypuszczałem jednak, nie przyszło mi to do głowy!, że nago i po winie mam być ja!!! Na miły Bóg, toż nie Palikot zabiegał o rozmowę z dziennikarkami, lecz dziennikarki z Palikotem - stawiając im propozycję DO ODRZUCENIA miałem nadzieję, że odpuszczą. Nie odpuściły. "
"I teraz nie wiem: może trzeba było jaśniej? Może butelek za mało? A może po prostu u pań dziennikarek brak poczucia humoru zaprzyjaźnił się z pychą? Tak czy siak, do obrazy moralności nie doszło, cnota została uratowana, jest temat na pierwszą stronę i wielka pożywka dla ponuraków. "
(łm)