Anna Alboth, Polka na stałe mieszkająca w Berlinie, matka dwóch małych dziewczynek staje się właśnie bohaterką Europy. Na czele trzytysięcznej międzynarodowej grupy wyruszyła w drugi dzień Świąt ze stolicy Niemiec do syryjskiego Aleppo mordowanego na oczach całego świata. Wcześniej zmobilizowała tych ludzi na portalach społecznościowych. Pomaga jej niemiecki małżonek Thomas.
Polka ma po prostu dość obłudy wobec dokonującej się na naszych oczach zbrodni ludobójstwa. Tak brzmi początek jej swoistego manifestu:
„Nadszedł czas, aby działać. Nie możemy już dłużej siedzieć przed naszymi laptopami, patrzeć i nic nie robić. Nie możemy pić latte i bezczynnie czekać.
Mamy już dość klikania w facebookową ikonkę „przykro mi”, pisania „to straszne” i „jesteśmy tak bezsilni”. Bo nie, nie jesteśmy! I jest nas takich zbyt wielu!
Dlatego idziemy do Aleppo. Z Niemiec do Aleppo, wzdłuż tak zwanego „szlaku uchodźczego”, tyle że w przeciwnym kierunku. Nauczono nas braku sprzeciwu wobec wojny. Bierności.
Ulegliśmy przekonaniu, że władzy, która pociąga za sznurki należy się bać i nie stawiać jej oporu. Przyzwyczailiśmy się do bezpiecznego opowiadania się za „tymi dobrymi” i obwiniania „tych złych”, kiedy nic to nas nie kosztuje.
Do dzielenia ludzi na lepszych i gorszych – tych, którzy mają prawo by spać spokojnie w swoich łóżkach i tych, którzy muszą je opuścić, uciekać, żeby ratować życie. Tłumaczono nam: „Tak to po prostu już jest, nic na to nie poradzisz”. Uwierzyliśmy.
Ale dłużej nie możemy udawać, że to wszystko prawda. Nie zgadzamy się na bierność. Jesteśmy gotowi by w końcu przełamać bezsilność.
Chcemy pójść i pomóc ludziom takim jak my, których jedyną winą jest to, że nie mieli szczęścia urodzić się w Berlinie, Londynie czy Paryżu. Nie będziemy dłużej tolerować oblężenia Aleppo. Cywile dla cywilów! Pójdziemy ramię w ramię z Berlina, przez Czechy, Austrię, Słowenię, Chorwację, Serbię, Macedonię, Grecję, Turcję do Aleppo.
To długa droga. Dokładnie tak długa jak ta, którą pokonują uchodźcy żeby ratować swoje życie. Teraz my chcemy ją pokonać, żeby uratować innych. Zrobimy to razem, w dużej, dużej grupie.
Jesteśmy tylko garstką zwykłych ludzi. Nie reprezentujemy żadnej konkretnej partii politycznej ani organizacji. Będziemy nieśli białe flagi, tak by cały świat odebrał naszą wiadomość: Już dosyć! Ta wojna musi się skończyć!
Bo można położyć jej kres. Zatrzymać ją może kilka podpisów złożonych na papierze. Ale nawet jeśli na to musimy jeszcze poczekać, nie możemy siedzieć z założonymi rękami i patrzeć na cierpienie mieszkańców Aleppo. Nikt nie zasługuje na to, co ich spotkało i spotyka każdego dnia. To nie jest żadna „typowa, konwencjonalna wojna” jeśli jej celem są dziecięce szpitale.
Nie chcemy przyglądać się temu z daleka. I nie będziemy! Jesteśmy gotowi powiedzieć nie własnej bezsilności i zacząć działać. Jesteśmy zdeterminowani, zjednoczeni i będziemy szli tak długo, jak tylko to będzie konieczne. Dla pokoju.
Czy ty też jesteś jednym z nas i czujesz, że masz już dość? Nie chcesz już dłużej płakać oglądając w laptopie filmy z Aleppo? Zbyt długo byliśmy bierni. Nasze łzy i złość musimy w końcu zamienić w działanie.
To właśnie nasza odpowiedź. Idziemy do Aleppo. Co nas tam czeka? Czy zrzucą bomby na pięciotysięczny tłum? Czy się do tego posuną?
Czy jesteśmy szaleni? Wydaje nam się, że szaleństwem jest dłużej czekać, aż wszyscy cywile tam zginą. Nie ma na co czekać, i tak może już być za późno… Idźmy tam i połóżmy kres temu obłędowi!”
Nie sposób nie kryć wzruszenia i podziwu dla akcji dzielnej Polki. Śledźmy uważnie przebieg marszu. Ratuje ona także nasz honor i zawstydza naszą bezczynność.
Więcej o rodzinie Albothów i ich organizacji Rodzina bez Granic:
http://thefamilywithoutborders.com/pl/rodzina-bez-granic/