Nieudane podglądanie przez media Romana Polańskiego w jego alpejskiej willi, usunęło w cień wydarzenia z sali Sądu Apelacyjnego w Los Angeles, gdzie toczyła się bardzo interesująca batalia prawna w sprawie reżysera.
Domagają się teraz odrzucenia sprawy przeciwko niemu w ogóle lub jej rozpatrzenia pod jego nieobecność. Sprawę rozpatruje trzyosobowy zespół sędziowski Dennis M. Perluss (przewodniczący), Fred Woods i Laurie Zelon.
Podczas posiedzenia w miniony weekend Polańskiego reprezentował zespół adwokatów Robert Douglas Dalton, Chad S. Hummel, Diana May Kwok i Benjamin G. Shatz. Co ciekawe, pierwszy z nich reprezentował już polskiego filmowca w 1977 roku.
Obecnie znajdujący się już w podeszłym wieku i mający kłopoty z poruszaniem Dalton przybył do sądu osobiście, gdzie zadeklarował gotowość składania zeznań w sprawie.
W imieniu Samanthy Geimer, z którą 32 lata temu, filmowiec miał prawem zabroniony seks, występował Lawrence Silver. Prawnik już na początku posiedzenia oświadczył, że jego klientka apeluje o jak najszybsze odrzucenie sprawy przeciwko Romanowi Polańskiemu. Czyni to z mocy niedawno wprowadzonego prawa dającego ofiarom przestępstw możliwość wypowiadania się w powyższej kwestii.
Jak wiadomo, Samantha Geimer oświadczała, że samo procedowanie prawne w sprawie sprawiło jej o wiele większą krzywdę niż czyn Polańskiego. Dlatego nie chce już więcej w tej sprawie zeznawać.
Dość dramatycznie zabrzmiały słowa Silvera: "Nikt w tej sali nie może powiedzieć, iż w sprawie procedowano fair. Trzydzieści dwa lata wystarczy.”
Motyw sprzecznego z prawem procedowania przeciwko Polańskiemu dominował w wystąpieniach jego adwokatów, przede wszystkim wiodącego prym Chada Hummela. Wielokrotnie odwoływał się on do faktów ujawnionych w filmowym dokumencie HBO "Roman Polański: Ścigany i pożądany”. Szczególnie ponuro prezentuje się tam postać prowadzącego sprawę sędziego Laurence'a Rittenbanda, zainteresowanego nie tyle czynieniem sprawiedliwości, ile tym, jak go będą oceniać media.
Właśnie te kwestie wizerunkowe miały sprawić, że wycofał się z uprzednio zawartej umowy z adwokatami Polańskiego w kwestii wyroku, co zaowocowało ucieczką oskarżonego z Ameryki.
Problem naruszeń praworządności znalazł wyraz w pytaniach sądu do obrońców Polańskiego, jak też prokuratorów. Przewodniczący Perluss przyznał wprost, że istnieją dowody takich nieprawidłowości w prowadzeniu sprawy w 1977 roku.
Sędzina Zelon zapytała zastępczynię prokurator okręgowego Los Angeles Phyllis Asayamę, czy prokuraturę w ogóle zainteresowały naruszenia prawa, jakich dopuściły się jego organa.
– Tak, interesowaliśmy się. Nie jestem jednak pewna czy jesteśmy odpowiednim organem do zajmowania się tym – odparła prokuratorka.
Sędzia Perluss replikował, że prokurator okręgowy ma obowiązek kontrolowania czy prawo jest wykonywane.
Główną troską strony oskarżenia była kwestia, czy sąd może dopuścić do toczenia się sprawy bez udziału Polańskiego. Prokurator Asayama powoływała się na "stuletnią doktrynę prawną” odbierającą prawo do przesłuchania przed sądem oskarżonemu, który uciekł przed wymiarem sprawiedliwości. Wywodziła, że ewentualna inna decyzja sądu apelacyjnego byłaby fatalnym precedensem.
Z kolei adwokat Silver, podkreślał znaczenie prawa do zabierania głosu przez pokrzywdzonych oraz to, co o tym myśli jego klientka. Sędzia Fred Woods odpowiedział, że "nikt nie może antycypować faktów w tej sprawie”. Ma się rozumieć, ostatnie słowo należeć będzie do sądu.
Monitorujący przebieg sprawy konsul Wojciech Bergier, szef Działu Prawnego Konsulatu Generalnego RP w Los Angeles mówi: – Jestem pod dużym wrażeniem dociekliwości sądu, który bardzo detalicznie przez ponad 2,5 godziny przepytywał obie strony. Dążenie do poznania wszelkich aspektów i argumentów w sprawie było widoczne.
Teraz pozostaje czekać na pisemny werdykt, na który sąd ma 90 dni. Jednak dominuje opinia, że wydany zostanie w ciągu miesiąca. Są trzy możliwości. Albo utrzymanie postanowienia sędziego Espinozy o wymogu obecności Polańskiego w sądzie. Albo skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Albo umorzenie postępowania. Jest to dla sądu bardzo ciężki orzech do zgryzienia.