Starsi ludzie zmuszeni są wchodzić do domu oknem, pozbawieni łazienki załatwiają potrzeby na pobliskim polu. Wcześniej małżeństwo przepisało gospodarstwo na syna.
Byki to niewielka miejscowość położona kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. W jednym z tamtejszych gospodarstw, od kilku lat trwa rodzinny konflikt pomiędzy Grzegorzem Włodarkiem i jego żoną Angeliką, a rodzicami mężczyzny – Teresa i Stanisławem. Sprawy zaszły, tak daleko, że starsi państwo poprosili Uwagę! o pomoc.
- Dwa lata wchodzimy do domu oknem. Nie ważne, czy zima, czy zawieje, ledwo śnieg odgarniamy. Takie nam syn daje utrzymanie – żali się Teresa Włodarek.
- Moje drzwi wyrzucił i założył antywłamaniowe i nie ma teraz wejścia– dodaje Stanisław Włodarek.
Państwo Włodarkowie przez całe życie rozwijali swoje gospodarstwo. Dziś jest ono warte około miliona złotych, a w jego skład wchodzą dom, budynki gospodarcze i duży sad. W 2005 roku przepisali majątek na syna Grzegorza, który w zamian za to miał zapewnić im dożywotnią opiekę i utrzymanie.
- Obiecywał rodzicom, że będzie dobrze, że będzie się nimi opiekował. Tyle lat mu zawierzyli, a teraz w taki sposób odpłacił – mówi Agnieszka Gałązka, córka państwa Włodarków.
Z powodu konfliktu, starsi państwo nie mają możliwości normalnego wchodzenia do domu. Korzystając z prowizorycznej platformy wchodzą do wydzielonej dla nich części domu przez okno. Ich mieszkanie pozbawione jest łazienki i kuchni.
Jan Wesołek to były listonosz, który przez wiele lat odwiedzał dom państwa Włodarków. Ich syna Grzegorza pamięta od najmłodszych lat.
- Był zżyty z ojcem, a ojciec z nim. Zawsze mówił: „mój Grzesio”. To było idealne dziecko, które mogło być przykładem na wsi. Jak Grzegorz poznał tę dziewczynę to robiło się coraz gorzej. Zrobił się agresywny, zamknął rodziców. Wszystko się przekręciło o 180 stopni – mówi.
Wesołek niedawno spotkał się z panem Stanisławem.
- Po prostu płakał. Mówił, do czego doszło, jak go łobuz pobił. Był pobity. Miał ślady na nogach, rękach i na twarzy. Matka też była pobita – mówi Wesołek.
Inaczej sprawę przedstawia Grzegorz Włodarek i jego żona. Przekonują, że to oni są ofiarami tego konfliktu. Ze strony rodziców mają spotykać ich ciągłe szykany, dochodzi też do rękoczynów.
- Pobili mnie. Byłam w ciąży. W piątym miesiącu. Mam zaświadczenie od lekarza. I nagranie, jak mnie bili i szarpali – mówi Angelika, żona pana Grzegorza.
- Dobrze, że akurat byłem na podwórku. Wcześniej też atakowali. Tylko tym razem udało nam się to nagrać. Potrafią awanturować się o byle co. Postawię wózek dziecięcy na podwórku i już jest awantura – mówi pan Grzegorz.
Innym razem rodzice pana Grzegorza mieli wezwać policję.
- Zadzwonili, że nie mogą spać, bo dziecko płacze. Dziecko ma kolkę, co ja zrobię? – pyta pan Grzegorz.
- Teściowa przy policji mówi, że mnie zasztyletuje w nocy – dodaje pani Angelika.
Żona pana Grzegorza odtworzyła nam też nagranie, w którym jego matka nakłania syna do rozstania z synową.
- Weź wyp…. obie. Wywieź to do ch…, niech nie wracają. Daj im tylko wolną rękę. To ja ją od razu wezmę i wyp… Ona cię zamorduje. Widzę, jak ty schudłeś, zamorduje. Świnio jedna. Nie odpuszczę ci teraz – słyszymy w nagraniu.
Pan Grzegorz przekonuje, że chciał dobudować do istniejącego domu oddzielną kuchnię i łazienkę.
- Wezwałem architekta, architekt przyjechał, policja przyjechała. Architekt musiał oznaczyć wszystkie wejścia do budynku, bo budynek jest stary i nie ma planu. Rodzice nie zezwolili na wejście i wygnali architekta – mówi mężczyzna.
- Nikt nie wyganiał. Tylko on chciał nam drzwi wybić w oknie – mówi pani Teresa.
Państwo Włodarkowie złożyli w sądzie pozew o wyegzekwowanie od syna przestrzegania umowy dożywocia. Z kolei ich syn Grzegorz chce zamiany obowiązku utrzymywania i opieki nad rodzicami na wypłacanie im dożywotniej renty. Takie rozwiązanie oznaczałoby dla starszych ludzi konieczność opuszczenia domu.
- Pójdziemy na sznurek. Nie stać nas, żeby w sądach siedzieć. Mąż ma duże ciśnienie. Niech on się gospodarzy, niech ma nas na sumieniu – mówi pani Teresa.
Sprawą konfliktu rodzinnego zajął się już mediator.