Pierogi liczą na tysiące sztuk, a kopytka na dziesiątki kilogramów. Robili też kotlety, naleśniki, bigos, gotowali zupy, wekowali mięso w słoikach i piekli ciasta. Seniorzy z Krasnegostawu od trzech tygodniu regularnie przygotowują posiłki dla uchodźców. I nie mają zamiaru przestać.
– Nasi seniorzy zawsze byli bardzo aktywni. Epidemia COVID-19 ograniczyła ich działalność, ale teraz, gdy na Ukrainie jest wojna, a uchodźcom trzeba pomagać, znów zaczęli działać. Nie trzeba ich było specjalnie zachęcać – mówi Damian Kozyrski, dyrektor Krasnostawskiego Domu Kultury.
Mają bazę do gotowania
W akcję przygotowywania posiłków dla ukraińskich rodzin, które znalazły schronienie w Krasnymstawie włączyli się nie tylko członkowie Klubu Seniora działającego przy KDK, ale też ich znajomi z innych podobnych organizacji. Mają do dyspozycji kuchnię, wszelkie potrzebne sprzęty i zapewnione dostawy produktów, m.in. od sponsorów, czy prywatnych darczyńców. Mogą też w razie potrzeby robić zakupy na koszt miasta, które uruchomiło zbiórkę pieniędzy na pomoc Ukrainie, więc wszelkie wydatki wystarczy jedynie rozliczyć.
– Tylko trochę nasze zaplecze kuchenne przygotowane w czasie remontu doposażyliśmy, m.in. o maszynkę do mięsa, bo okazało się, że jest potrzebna. Ale mamy lodówki, w których przygotowane posiłki są przechowywane, a nawet zamrażarki, jeśli robi się jakaś nadwyżka – mówi Kozyrski.
Panie i panowie ramię w ramię
Grupą dowodzi Teresa Haratym, przewodnicząca klubu. Ma wsparcie zarówno pań, jak i panów. Działają już od 3 tygodni, spotykają się 2-3 razy w tygodniu. Zaczęli od lepienia pierogów z serem i ziemniakami (tutaj już nie nazywa się ich ruskimi). Kiedy ugotowanych kartofli zostało, to wykorzystali je do kopytek, a później już produkowali je "na masową skalę". Mięso z wywaru na zupę pomidorową też się zmarnować nie mogło, więc powstała spora porcja pierogów z mięsem. Ale seniorzy lepili też takie z kapustą i pieczarkami.
– Samych pierogów, to na moje oko z pięć tysięcy zrobiliśmy, a kopytek pewnie z 50 kilogramów. Ale były też smażone naleśniki, kotlety mielone, gotowany był bigos, a pieczone mięso wekujemy w słoikach – opowiada pani Teresa. Jak wszystko ostygnie, jest pakowane w woreczki i trafia do lodówki. Zapasy szybko schodzą, bo potrzebujących jest wielu. A może być jeszcze więcej.
– Z DPS-u w Rejowcu zadzwonili, że mają 20 kilogramów marmolady i że może byśmy z tym im bułeczek napiekli, bo też przyjmują uchodźców. To pewnie pomożemy – przewiduje pani Teresa.
Mówi, że kobiety i mężczyźni pracują ramię w ramię. Nikt nie odpuszcza i nikt nie odstaje. – Tyle że panowie za lepienie pierogów się nie biorą, ale mielą, gotują, smażą. Jak ziemniaków baniak wielki trzeba obrać, to też się przydają – śmieje się przewodnicząca Haratym.
Jak nie pomóc? Przecież serce się kraje
Praca nie jest łatwa. Bywa wyczerpująca. Seniorzy spotykają się wcześnie rano, a wychodzą do domów już po zmroku, ok. 19.
– To oczywiście jest trud, ale nie mogłabym w domu siedzieć i nic nie robić, nie pomóc, skoro ta pomoc jest potrzebna – wyjaśnia Irena Krawczyk. Mówi też, że świadomość wsparcia dla tak tragicznie dotkniętych przez los ludzi łagodzi wszelkie niedogodności. – Trudno mi nawet o tym mówić, bo zaraz łzami się zalewam – przyznaje pani Irena i zaczyna szlochać, kiedy opowiada o kilku spotkaniach, które wyjątkowo zapadły jej w pamięć.
– Przyszła po jedzenie mama z dzieckiem. Mówi, że jej córeczka jest bardzo głodna. I to widać było w oczach tej dziewuszki. Więc proponujemy jej pierożki, bułeczki, a ona skromnie dziękuje i tylko o jeden placuszek prosi – relacjonuje Irena Krawczyk. Wspomina też ukraińską kobietę, której oferowali po trochu wszystkiego, co było w lodówce. A ona nie chciała brać, żeby dla innych jeszcze zostało.
– Przecież jak człowiek widzi takie nieszczęście, to serce się kraje. Jak nie pomóc? – pyta retorycznie Alina Pitucha. Mówi, że gotować zawsze lubiła, a teraz widzi w tym dodatkowy sens. Podkreśla też, że to pichcenie łączy dla całej grupy przyjemne z pożytecznym.
– Bo przez koronawirusa trochę byliśmy zamknięci w domach. Nie było okazji do spotkań, do rozmów. Ja np. śpiewam w zespole i próby też zostały zawieszone. A człowiek drugiego człowieka potrzebuje. Więc to gotowanie to także duża korzyść dla nas wszystkich – podkreśla seniorka.
Stołówka w KDK jest czynna przez cały tydzień. Po posiłki mogą zgłaszać się sami Ukraińcy, ale też mieszkańcy miasta, którzy przygarnęli uchodźców pod swój dach. W domu kultury trwa też cały czas zbiórka darów dla uciekinierów z ogarniętej wojną Ukrainy. To jedno z kilku takich miejsc w Krasnymstawie. Inne to np. Centrum Integracji Społecznej, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, OSP Krakowskie Przedmieście i Publiczna Szkoła Podstawowa nr 5.