Wszy, wyzwiska, płacz, a jedna z dziewczynek straciła kawałek palca – tak zakończyły się kolonie dla najmłodszych z Łęcznej. Dzieci na wyjazd wysłał MOPS, a wyjazd zorganizowała firma Poltur z Zielonej Góry. Matki miały usłyszeć, że jeśli będą drążyć temat w mediach, to mogą stracić świadczenie 500 plus
To miały być bajeczne wakacje w górach. Do Domu Wczasowego „Hanka” w Krościenku nad Dunajcem MOPS w Łęcznej wysłał 45 dzieci, których rodziny nie są w najlepszej sytuacji materialnej. Przetarg na organizację koloni wygrała firma Poltur z Zielonej Góry.
– Byłyliśmy przekonani, że nasze dzieci spędzą wymarzone wakacje, w fajnej atmosferze, z dala od codziennych kłopotów. Długo nie mieliśmy pojęcia, co tam się naprawdę dzieje – mówi matka jednego z uczestników kolonii. – Wychowawcy nie panowali nad dziećmi, więc poniżali je, rzucali wyzwiskami. To nie są aniołki, ale nie wolno ich tak traktować.
Do Krościenka pojechały dzieci w wieku od 8 do 14 lat. Wyjazd został opłacony z Gminnego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
– Dzieci dzwoniły, aby je szybko zabrać, bo dłużej nie wytrzymają tego horroru. 11-letnia dziewczynka straciła we framudze część palca, chłopiec wrócił z raną nogi i czterema szwami, a reszta przywiozła wszy – dodaje matka innego dziecka.
Matki, które skontaktowały się z naszą redakcją, wysłały nam też zdjęcie. Jak twierdzą, jest na nim kawałek palca. Potwierdza to mama 11-latki, która miała stracić opuszek po przytrzaśnięciu drzwiami. Jak relacjonuje, lekarz stwierdził, że dziewczynka będzie miała jeden palec krótszy.
– Już w trakcie kolonii zgłaszałyśmy do MOPS, że dzieje się tam coś niedobrego. Ale nikt na nasze sygnały nie reagował. Pani odpowiedzialna za ten wyjazd poszła na urlop i nie zostawiła kontaktów do opiekunów – twierdzi jedna z matek.
Dzieci wróciły z płaczem. – A my byłyśmy zastraszane przez pracowników MOPS, że jak bedziemy drążyć temat kolonii w mediach, to stracimy 500 plus – dodaje nasza rozmówczyni.
– Poprosiłam rodziców, aby wszystkie zażalenia dotyczące pobytu na tych koloniach składali na piśmie. Wszystkie uwagi przekażemy organizatorowi. Do tej pory nie wpłynęła żadna uwaga w formie pisemnej – mówi Ewa Studzińska, dyrektor MOPS w Łęcznej.
Dyrektorka zaprzecza też, jakoby jej podwładni straszyli kogokolwiek. – Takie podejrzenia są obraźliwe wobec pracowników MOPS i niezgodne z naszą misją – stwierdza. – Nic też nie wiem o obciętym palcu – dodaje.
– Nie widziałem żadnego obciętego palca – zapewnia również Mieczysław Bonisławski, prezes Biura Podróży Poltur z Zielonej Góry. – Nie było takiego zgłoszenia. Co roku organizuję kolonie dla 10 tysięcy dzieci i wiem, że wszawica jest coraz większym problemem. Nie będę rozstrzygał, kto przywiózł, a kto wyjechał z wszami. Sanepid nie miał uwag do naszej kolonii, jedynie zwrócił uwagę, by dzieci nie chowały jedzenia w ubraniach – podkreśla.
Bonisławski przyznaje, że atmosfera między podopiecznymi a wychowawcami była tak napięta, że bał się o bezpieczeństwo swoich pracowników.
– Ponieważ pod adresem wychowawców były kierowane groźby karalne, to poprosiłem policję w Łęcznej o ochronę podczas powrotu kolonii. Policja odmówiła, ale dyrektor MOPS zorganizowała Straż Miejską – mówi prezes Polturu.
Urząd Miejski w Łęcznej o sprawie dowiedział się od dziennikarzy. – Nie trafiały do nas żadne sygnały o nieprawidłowościach w trakcie kolonii organizowanych przez MOPS. Ale przyjrzymy się sprawie i wysłuchamy obu stron. Wtedy będzie można mówić o wyciąganiu wniosków i ewentualnych konsekwencjach – mówi Grzegorz Kuczyński, rzecznik prasowy Urzędu Miasta.